Skandal w szpitalu we Wrocławiu
Ponad miesiąc temu mogliśmy zauważyć w mediach informację, że dyrektorka Specjalistycznego Szpitala im. A. Falkiewicza na wrocławskim Brochowie, Agnieszce Chrobak, została odwołana. Decyzja ta została podjęta m.in. dlatego, że:
- kobieta sprowadziła do szpitalnej kaplicy relikwie beatyfikowanej rodziny Ulmów, ponieważ twierdziła, że wstawiennictwo świętych pomaga zajść w ciążę;
- dyrektorka miała odmówić pacjentce, która miała skierowanie na aborcję, wykonania tego zabiegu (do informacji tej dotarli dziennikarze "Gazety Wyborczej", warto tu wspomnieć też, że kobieta nie jest lekarzem, a sami pracownicy tej placówki medycznej nazywali ją "ortodoksyjną katoliczką").
W ostatnich dniach ponownie zrobiło się głośno o jednym ze szpitali w stolicy Dolnego Śląska. Tym razem chodzi jednak o Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego przy ul. Koszarowej 5. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą", były dyrektor placówki, Janusz Jerzak, ujawnił zaskakujące kulisy swojego odejścia ze stanowiska.
Zmiany w zarządzaniu szpitalem przy ul. Koszarowej we Wrocławiu miały miejsce w czasie, kiedy wicemarszałkiem był Marcin Krzyżanowski z partii Prawo i Sprawiedliwość. Wtedy to na stanowisko dyrektora placówki został powołany Dominik Krzyżanowski. W ciągu dwóch lat znacząco zwiększył on liczbę osób zatrudnionych o ponad 35 proc., szczególnie w administracji - o 44 proc.
Janusz Jerzak, w rozmowie z dziennikiem, wskazuje na paradoks w tej kwestii. Pomimo bowiem osiągania najlepszych wyników w regionie oraz wysokiej pozycji placówki w ogólnopolskim rankingu, był on krytykowany za przerost administracji. Z kolei obecny dyrektor finansowy nie dostrzega na ten moment problemu w rozrośniętym sektorze.
Co ważne, pod nowym zarządem szpital ten nie kontynuował efektywnie zaplanowanych inwestycji mimo zwiększenia liczby kierowników. Były dyrektor obawia się też o przyszłość całej placówki. Zwraca bowiem uwagę na niepewność finansowania nadwykonań przez NFZ oraz prognozowane wyniki finansowe.
Same zmiany w zarządzaniu wywołały również niepokój wśród personelu. Jerzak, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", sugeruje, że kluczowi pracownicy byli namawiani do odejścia, a ich miejsca zajmowali "swoi ludzie". Mężczyzna krytykuje również sposób przeprowadzenia konkursu na jego następcę. Wskazuje on na brak obiektywności i wpływ polityczny.
- Odchodząc na emeryturę, byłem przekonany, że pałeczkę przejmie po mnie zastępca ds. lecznictwa w szpitalu,, Michał Rataj. W sposób naruszający prawo czy zasady poprowadzenia konkursu Dominik Krzyżanowski zajął moje stanowisko [...] Myślę, że tak ułożony szpital jest łakomym kąskiem. Dla "swoich ludzi" jest dobrym miejscem do pracy
mówi Jerzak, w rozmowie z dziennikiem.
Były dyrektor szpitala we Wrocławiu ujawnił, że był zastraszany przez polityków PiS-u
To jednak nie koniec sprawy. Janusz Jerzak ujawnia, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że obaj panowie Krzyżanowscy cały czas pytali go, kiedy odejdzie na emeryturę.
- W końcu wezwali mnie i zaczęli straszyć, że zostanę odwołany i będę miał zszarganą opinię. Miałem po prostu dosyć i złożyłem rezygnację
zdradza były dyrektor szpitala, w rozmowie z dziennikiem.
Zapytany o potencjalną przyczynę odwołania przytoczył historię centrum psychiatrii dziecięcej. Zażądano od mężczyzny wybudowania w ciągu dwóch lat takiego ośrodka z własnych środków. Jerzak wspomina, że zaczął pracę nad tym projektem, ale do dzisiaj wspomnianego centrum psychiatrii nie ma.