Złoty Pociąg. Co może skrywać największa tajemnica Dolnego Śląska?
Legenda o Złotym Pociągu na Dolnym Śląsku narodziła się pod koniec II wojny światowej. To właśnie wtedy Niemcy, przewidując upadek III Rzeszy, mieli organizować masowe transporty w celu ewakuacji najcenniejszych dóbr. Według opowieści, jeden ze specjalnie przygotowanych pociągów pancernych opuścił Wrocław i zaginął gdzieś na trasie w kierunku Wałbrzycha. Skład miał być wypełniony po brzegi kosztownościami. Mówi się, że w wagonach może znajdować się m.in. złoto III Rzeszy, depozyty Centralnego Banku Rzeszy, przemysłowa platyna, a także dzieła sztuki zrabowane w Polsce i Związku Radzieckim oraz tajne dokumenty. Najczęściej wskazywaną lokalizacją jest teren między 61. a 65. kilometrem linii kolejowej Wrocław – Wałbrzych, gdzie pociąg miał zostać zamaskowany w podziemnym tunelu i zasypany.
Pionier poszukiwań i tajemniczy "panowie"
Za pioniera poszukiwań pancernego składu uznaje się Tadeusza Słowikowskiego. Pierwszy raz usłyszał o tajemnicy w 1955 roku, pracując w kopalni razem z Niemcami. Po latach Słowikowski trafił na ślad mężczyzny, który rzekomo widział, jak wagony wpychano w kierunku Zamku Książ.
- Opowiadał mi, że na terenie, który był ogrodzony płotem, zobaczył dwa wagony stojące obok siebie. To wzbudziło jego ciekawość
- mówił w rozmowie z TVN24 w 2015 roku Tadeusz Słowikowski.
Na emeryturze poszukiwania stały się jego pasją. - Kopaliśmy, dokopaliśmy się do gruzu i kamieni, które jak dla mnie prowadziły do tunelu. Później pół roku starałem się o pozwolenie, bo chcieliśmy oficjalnie kopać. Za prace nikt nikomu nie płacił - wspominał w rozmowie z telewizją Słowikowski.
Gdy w końcu otrzymał zgodę, jego radość nie trwała długo. Prace przerwała mu wizyta "trzech panów", którzy kazali mu opuścić teren.
- Powiedzieli, że mamy odejść, zabezpieczyć teren i wyrównać to, gdzie było kopane. Dokumenty miałem oddać, ale ich nie oddałem i mam je do dziś - stwierdził cytowany przez tvn24.pl mieszkaniec Wałbrzycha. Zaznaczał wówczas, że nigdy nie mówił o złocie w środku pociągu. - Tam wszystko może być. Tam na 100 proc. jest tunel i na 100 proc. wjeżdżał do niego pociąg. Co jest w środku? Nie wiadomo - przyznawał mężczyzna.
Gorączka złota w 2015 roku. O pociągu mówił cały świat
Pierwsze informacje o domniemanym istnieniu Złotego Pociągu pojawiły się w mediach w 2015 roku. To wtedy Piotr Koper i Andreas Richter ogłosili, że zlokalizowali miejsce ukrycia składu. Ich odkrycie wzbudziło ogromne zainteresowanie mediów z całego świata. Mówiono o platformach z działami samobieżnymi, cennych materiałach przemysłowych i kruszcach. Choć wprost nie wspomniano o złocie, pociąg szybko zyskał miano "złotego". Entuzjazm był tak wielki, że uwierzył w niego nawet ówczesny generalny konserwator zabytków.
- Jestem pewien na ponad 99 proc., że istnieje "złoty pociąg", który pod koniec wojny rzekomo wyjechał z Wrocławia - mówił w 2015 roku Piotr Żuchowski cytowany przez TVN24.Niestety, gorączka złota szybko osłabła po tym, jak specjaliści z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie przeprowadzili badania, które nie potwierdziły istnienia pociągu.
Złoty Pociąg 2025. Nowa nadzieja i kontrowersyjne metody
W 2025 roku temat Złotego Pociągu powrócił za sprawą grupy „Złoty Pociąg 2025”. Jej członkowie twierdzą, że zlokalizowali trzy wagony towarowe ukryte w zamaskowanym tunelu. 25 kwietnia do Urzędu Miejskiego w Wałbrzychu wpłynęło anonimowe zgłoszenie, które uznano za wiarygodne ze względu na szczegółowe dane, w tym dokładne współrzędne GPS. Z informacji wynika, że wagony mają około 12 metrów długości, a wlot do tunelu maskuje stalowa brama o średnicy 9 metrów. Na czele grupy stoi tajemniczy mężczyzna, który spotkał się ze znaną dziennikarką Joanną Lamparską.
- M. jest pewien swojego odkrycia i twierdzi, że w tunelu znajdują się trzy wagony (i wcale nie z wiadomym sztabkami), a nie złoty pociąg. Miejsce ukrycia wytypował używając metod radiestezyjnych
- napisała Lamparska na Facebooku.
Choć radiestezja jest uznawana za pseudonaukę, grupa jest pewna swego i podkreśla, że jej celem nie jest bogactwo.
- Szanowni Państwo! Jako zespół "Złoty Pociąg 2025" założyliśmy sobie jeden cel! Dotarcie do prawdy historycznej! Nie do sławy, do pieniędzy, czy zaszczytów - to tylko tło tej całej historii. (...) My swoje badania wykonaliśmy i wynik nie pozostawia wątpliwości. Pozostaje nam tylko wykonać badania potwierdzające, metodami, z którymi nikt już nie będzie mógł dyskutować
- czytamy w komunikacie grupy.
Jak informował nas niedawno nadleśniczy Jerzy Zemlik z Nadleśnictwa Świdnica, obecnie "potencjalni wnioskodawcy mobilizują siły i załatwiają dalsze tematy związane z procedowaniem kolejnych zgód i na tym sprawa na tę chwilę stanęła". Nadleśnictwo wydało warunkową częściową zgodę na prowadzenie prac.
Puszka Pandory, czyli do kogo będzie należał skarb?
Odnalezienie pociągu to jedno, ale ustalenie właściciela jego zawartości to zupełnie inna, skomplikowana kwestia. Prof. dr hab. Rafał Adamus, ekspert prawa cywilnego, kilka tygodni temu w rozmowie z Radiem Eska podkreślał, że wszystko zależy od tego, co kryją wagony.
- Jeśli ten pociąg zostanie odnaleziony, to pytanie co będzie jego składem, bo jeżeli tam będzie złoto lub np. takie przedmioty jak broń, skład kolejowy, czy wagony, które są zachowane, to będziemy mieli do czynienia z zupełnie innym statusem prawnym tych rzeczy
– tłumaczy ekspert.
- To jest sprawa na dłuższą analizę. Na pewno to może się okazać jakąś puszką Pandory, gdyby się okazało, że chętnych do tego złota będzie bardzo dużo
- dodaje.
Kluczowe będzie pochodzenie skarbów. Jeśli uda się zidentyfikować właścicieli dzieł sztuki, do gry mogą wejść ich spadkobiercy.
- Jeśli możliwe będzie ustalenie kto był właścicielem dzieła sztuki, to spadkobierca będzie mógł złożyć roszczenie o jego wydanie
– wyjaśnia prof. Adamus.
Prawdziwe złoto dla Wałbrzycha? Miliony za darmową reklamę
Chociaż fizycznego złota wciąż nie odnaleziono, Wałbrzych już na legendzie zarobił fortunę. Już w 2016 roku wałbrzyski magistrat podsumował, gdyby miasto chciało zapłacić za reklamę, jaką zrobiły mu media na całym świecie, musiałoby wydać 500 mln zł! Dzięki "złotemu pociągowi" znacząco wzrosła też liczba turystów odwiedzających Zamek Książ oraz liczba rezerwowanych noclegów. Legenda, niezależnie od jej finału, już okazała się dla regionu prawdziwym skarbem.