W piątek przed wrocławskim sądem miało stawić się trzech świadków. Do sali rozpraw trafiła tylko jedna osoba, była to Joanna Ś. Świadek sylwestra w 1997 r. spędziła na dyskotece w Miłoszycach. Stolik obok siedziała Małgosia, która tej nocy została zgwałcona i zamordowana. Joanna Ś. zeznała, że podczas zabawy, chłopak o imieniu Irek natarczywie prosił ją i jej koleżankę do tańca. Dziewczyny odmówiły. Kobieta patrząc na oskarżonego Ireneusza M. stwierdziła w piątek, że to był on.
To ważny wątek ze względu na fakt, że w zeznaniach świadka Krzysztofa K., który widział Małgosię jako ostatni, też pojawia się postać nieznajomego Irka. Cytowany wielokrotnie "jakiś Irek" miał podać się za brata Małgosi i odprowadzić ją do domu, do którego nigdy nie wróciła.
Oskarżony Ireneusz M. powiedział Joannie podczas piątkowej rozprawy, że to nie on prosił ją do tańca.
- Nie przypominam sobie takiego zdarzenia. Ze względu na upływ czasu, nie pamiętam, czy podszedłem, mogłem prosić do tańca jakąkolwiek dziewczynę - mówi oskarżony, ale stanowczo twierdzi, że sporządzony niegdyś rysopis "Irka" w ogóle do niego nie pasuje, nie nosił też wtedy okularów.
Drugiego oskarżonego Norberta Basiurę świadek również rozpoznała.
- Basiura był tam ochroniarzem i znałam go z widzenia, z Jelcza-Laskowic - mówi Joanna Ś.
W piątek sąd zamierzał przesłuchać jeszcze Edmunda B, lecz się nie stawił. Przyszedł za to Mirosław M., brat oskarżonego Ireneusza M. i skorzystał z prawa do wstrzymania się od zeznań.