Sprawa Martyniki Ł. Ciało wrocławskiej dziennikarki znaleziono w wannie pełnej krwi

i

Autor: Google Maps; screen z YouTube "Justyna Mazur-Kudelska"

Sprawa kryminalna

Sprawa Martyniki Ł. Ciało wrocławskiej dziennikarki znaleziono w wannie pełnej krwi

2024-01-17 20:00

Pracowała w oddziale Telewizji Polskiej we Wrocławiu. Otaczała się ludźmi. Była w ósmym miesiącu ciąży. Życie 28-letniej Martyniki Ł. zakończyło się przedwcześnie pod koniec lipca 1990 roku. Ciało młodej kobiety znaleziono w wannie pełnej krwi w mieszkaniu przy ul. Macedońskiej we Wrocławiu. Oskarżonym został starszy o 13 lat partner dziennikarki Jan S.

Sprawa Martyniki Ł. Młoda dziennikarka z Wrocławia zginęła we własnym mieszkaniu

Martynika Ł. była 28-letnią drobną, rudowłosą kobietą. Zawsze ubierała się w kolorowe sukienki, które można było pomyśleć, że odzwierciedlały jej osobowość. Iza Michalewicz w książce "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" porozmawiała z przyjaciółką Martyniki, Paulą. 

"Cechowała ją pewnego rodzaju odwaga i otwartość. Widoczna w towarzystwie, oryginalna w swoim wyglądzie, charakterze, a przy tym bardzo ciepła i życzliwa" - możemy przeczytać słowa Pauli w książce "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" Izy Michalewicz. 

W mediach możemy znaleźć informację, że Martynika Ł. studiowała pedagogikę. Miała jednak zbyt nowoczesne podejście do nauki, jak na ówczesne lata, które nie podobało się innym nauczycielom. Kobieta zatem zrezygnowała z pracy i jesienią 1987 roku zaczęła pracę w oddziale Telewizji Polskiej we Wrocławiu. Można było oglądać 28-latkę m.in. jako współprowadzącą program "Sałata dla małolata". 

W pracy poznała również starszego o 13 lat Jana S. Mężczyzna pracował jako realizator programów. Iza Michalewicz w książce "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" wspomina, że mężczyzna był świetnym fachowcem, co mogło imponować młodej dziennikarce. Mimo ostrzeżeń ojca, Martynika coraz bardziej angażowała się w relację z Janem. Para coraz częściej była widywana razem w pracy. Zdarzało się, że przez wiele godzin siedzieli i wspólnie montowali programy telewizyjne.

Po pewnym czasie relacja Martyniki Ł. i Jana S. zamieniła się w romans. Wrocławska dziennikarka rozwiodła się nawet z dotychczasowym mężem. Jan S. również obiecał kobiecie, że rozwiedzie się ze swoją żoną, jednak będzie to bardziej skomplikowane ze względu na to, że ma z nią dzieci. 

28-latka coraz bardziej zakochiwała się w Janie S. W książce "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" Izy Michalewicz możemy przeczytać list, jaki kobieta napisała do swojej przyjaciółki. 

"Mam fioła na punkcie Jasia (...) Jaś jest dla mnie bardzo dobry. Brzmi to, jak z elementarza, ale właśnie przy nim czuję się niekiedy, jak w pierwszej klasie uczuć" - możemy przeczytać w książce Izy Michalewicz. 

Początek 1990 roku był dla Martyniki szczególnie radosnym czasem. Kobieta bowiem wtedy dowiedziała się, że jest ciąży. Ojcem dziecka był oczywiście Jan S. Jedyne, czego kobieta zdążyła się dowiedzieć o wyczekanym dziecku, była jego płeć. Miała urodzić chłopca, a Jan S. mówił jej, aby już wybierała imię. Cały czas też miał zapewniać kobietę, że wkrótce rozwiedzie się z żoną. 

Martynika Ł. nie doczekała jednak porodu. 31 lipca 1990 roku w wannie pełnej krwi w mieszkaniu przy ul. Macedońskiej 3 we Wrocławiu odnaleziono ciało 28-latki. Okoliczności odnalezienia zwłok wywołują dyskusje wśród miłośników spraw kryminalnych. 

W ostatni dzień lipca 1990 roku Jan S. przyjechał pod blok przy ul. Macedońskiej. Udał się pod mieszkanie Martyniki, jednak gdy nikt mu nie otworzył drzwi, zrezygnował i wrócił do samochodu. Tam poszedł spać, a gdy się obudził postanowił ponownie spróbować wejść do mieszkania młodej dziennikarki. Ponownie jednak nikt nie otworzył drzwi mężczyźnie, dlatego też zmartwiony pojechał do rodziców Martyniki powiedzieć o całej sytuacji. 

Po raz kolejny pod mieszkaniem 28-latki zjawił się Jan S. Tym razem był jednak w towarzystwie państwa Ł. Wspólnie wyważyli drzwi i weszli do środka. Kontrowersje wywołuje jednak podejrzenie, że starszy kochanek dziennikarki miał klucze do mieszkania przy ul. Macedońskiej. Po wejściu do lokalu Jan S. jako pierwszy odkrył ciało partnerki w łazience. Na początku tak szybko, jak otworzył drzwi od pomieszczenia, tak szybko je zamknął, jednak po krótkim czasie cała trójka weszła do łazienki. 

Tam zastał ich drastyczny widok. Martynika Ł. leżała w wannie pełnej krwi (prawdopodobnie z łożyska), a na twarzy miała poduszkę. Śledztwo w sprawie śmierci młodej dziennikarki od początku było pełne błędów. Jednym z nich było chociażby wypuszczenie wody z krwią z wanny przed jej zbadaniem. 

Jako podejrzanego w tej sprawie policja oskarżyła Jana S. Po wielu kontrowersjach oraz trudnościach wreszcie sąd uznał Jana S. za winnego morderstwa Martyniki Ł. Motywem miała być chęć eliminacji kochanki i powrotu do rodziny. Mężczyzna został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. W więzieniu spędził jednak tylko 11 lat, ponieważ w 2001 roku został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Zabiegał o to ojciec Jana S. 

Aktualnie nie wiadomo, co dzieje się z Janem S. Podobno miał zmienić miejsce zamieszkania oraz ożenić się z inną kobietą. Nie ma jednak potwierdzenia tych informacji. 

Źródło: Iza Michalewicz "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" (2021)

Jak często mówisz mamie, że ją kochasz? | WYWIADEX Radio ESKA Iza Zabielska