Pies z gnijącą głową cierpiał kilka miesięcy. Umierającego zwierzaka obserwowały nawet dzieci

i

Autor: Freepik; Ekostraż

Nie do wiary!

Pies z gnijącą głową cierpiał kilka miesięcy. Umierającego zwierzaka obserwowały dzieci

2024-02-19 11:16

Wolontariusze z wrocławskiej Ekostraży ratują zaniedbane zwierzaki, które potrzebują natychmiastowej pomocy. O kolejnych interwencjach informują na Facebooku fundacji. Kilka dni temu opublikowali drastyczne zdjęcia psa, który przez osiem miesięcy cierpiał z powodu gnijącego guza na głowie. Właściciele go nie leczyli, a na wszystko patrzyły dzieci.

Gdy mamy zwierzaka, wiemy, że musimy dbać o niego i jego zdrowie. Nie wszyscy są jednak tego świadomi i cały czas organizacje zajmujące się ratowaniem zwierząt z niewłaściwych warunków mają pełne ręce roboty. Jedną z takich fundacji jest Ekostraż z Wrocławia. Wolontariusze oraz pracownicy interweniują w sprawie zaniedbanych zwierząt, a o wszystkim informują w mediach społecznościowych. 

Pies z gnijącą głową cierpiał kilka miesięcy. Umierającego zwierzaka obserwowały dzieci. Interweniowała Ekostraż z Wrocławia

Kilka dni temu na Facebooku Ekostraży pojawił się drastyczny wpis z interwencji niedaleko Kostomłotów. Działacze organizacji interweniowali w sprawie psa, który przez osiem miesięcy męczył się z gnijącą głową. Co więcej, na cierpienie zwierzaka patrzyli nie tylko jego właściciele, ale również ich dzieci. 

"Z takim okrucieństwem, brakiem człowieczeństwa w człowieku oraz litości dla cierpienia zwierzęcia, nie spotkaliśmy się dawno [...] Interweniowaliśmy dziś w małej miejscowości koło Kostomłotów. Cierpiącego psa w dramatycznym stanie zauważyła miejscowa lekarz weterynarii, gdy chodziła po wsi. Jego stan - mimo wykonywanego zawodu - ją zszokował" - czytamy we wpisie na Facebooku Ekostraży. 

Jak czytamy w dalszej części wpisu, psiak miał bolesny guz na roztrzaskanej głowie, z którego leciała gęsta ropa pomieszana z krwią. Co więcej, guz uciskał na oko, które ostatecznie wypadło, oraz na szczękę i żuchwę.

Właściciel miał tłumaczyć, że pies uderzył się w głowę i był leczony maściami. Przez takie zachowanie oraz nieodpowiednie leczenie czworonoga, doprowadził go do stanu, w którym ostatnim zaleceniem lekarza była natychmiastowa eutanazja

"Nie zgodził się na nią z litości dla własnych dzieci, które bardzo by to przeżyły. Dzięki temu cała rodzina mogła obserwować cierpienie i powolne konanie psa. Co za to rodzaj empatii? Co to za wzór dla dzieci? Pozwalanie na gigantyczne cierpienie psa, żeby nie było przykro dzieciom? Czego to nauczy te dzieci? Powodowanie i podtrzymywanie niewyobrażalnego cierpienia dla kaprysu jest chyba jakimś żartem. Nie wierzymy, w to co usłyszeliśmy" - czytamy we wpisie. 

Wolontariusze oraz pracownicy z wrocławskiej Ekostraży zaopiekowali się pupilem. Mieli oni jednak utrudnioną pracę, ponieważ nie dowiedzieli się niczego od właściciela, a jak się później okazało, ten ich okłamał. Po dokładnych badaniach obrazowych działacze dowiedzieli się bowiem, że psiak nie miał nigdy wypadku oraz nie połamał sobie ani jednej kości w czaszce. Zwierzak od ośmiu miesięcy cierpiał na ogromnych rozmiarów zropiały nowotwór kości czaszki

"W obrębie czaszki nie było żadnych połamanych kości, za to było kilka pozostałości śrutu, co świadczy o tym, że psa chciano uśmiercić strzałami w głowę [...] Nie byliśmy w stanie pomóc psu [...]" - informują wolontariusze Ekostraży na Facebooku. 

Pupila nie udało się uratować. Miał on nieoperacyjny oraz skrajnie rozwinięty nowotwór czaszki, dlatego też wolontariusze oraz weterynarze zdecydowali się skrócić jego cierpienie. Jak podsumowują działacze Ekostraży na Facebooku, "pies został zamęczony na śmierć źle pojętą miłością i obojętnością przez swojego właściciela". 

Pies uwięziony na środku Bugu. Niesamowity finał dramatycznej historii