Kości, pieluchy czy chusteczki nawilżane. To niektóre z przedmiotów, które wbrew zakazom wyrzucamy do toalet. Odpady te, choć nie blokują odpływu w domach, potrafią zablokować i zepsuć pompy, z czym każdego dnia walczą pracownicy PGK Dolina Baryczy. Do okolicznych rur kanalizacyjnych zajrzał Sebastian Stelmach.
- Problem dotyka całej naszej sieci - mówi Sabina Misiak, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej Dolina Baryczy.
- Problemy związane z wrzucaniem odpadów do kanalizacji dotyczą zarówno gminy Milicz, jak i Cieszków oraz Żmigród. Nie ma dnia, by pracownicy zespołu pogotowia technicznego nie byli wzywani do zatkanej pompy. Biorąc pod uwagę, że każda z nich zepsułaby się tylko raz w roku, koszt ich napraw sięgałby 3 milionów złotych - wyjaśnia prezes PGK.
Środki na naprawy spółka pozyskuje z opłat mieszkańców, a to wszystko z powodu tego, co wrzucamy do toalet.
- Największym problemem, jeśli chodzi o znaleziska w sieci kanalizacyjnej, to oprócz chusteczek nawilżanych także wiele środków higieny: pieluchy jednorazowe, podkłady, szmaty, zdarzają się też kości, i najgorsze - głowy zwierząt hodowlanych np. głowa kury czy głowa świni - wylicza prezes Sabina Misiak.
Dodajmy, że obecna sytuacja związana koronawirusem i potencjalne braki kadrowe mogą skutkować długotrwałymi awariami sieci kanalizacyjnej. Tym bardziej polecamy, aby nie robić z toalet koszy na śmieci.