Dramat w Jeleniej Górze. Niepełnosprawnym rodzicom odebrano noworodka. Skreślili nas od razu

i

Autor: Facebook: Reporterzy TVP

Dolny Śląsk

Dramat w Jeleniej Górze. Niepełnosprawnym rodzicom odebrano noworodka. "Skreślili nas od razu"

2025-06-18 9:47

Miało być spełnienie marzeń, a stało się koszmarem. Patrycja i Łukasz z Jeleniej Góry cieszyli się na narodziny synka Antosia. Jednak szpital zdecydował, że z powodu ich niepełnosprawności nie będą mogli zaopiekować się dzieckiem. Rodzice czują się skrzywdzeni i zapowiadają walkę o odzyskanie syna.

Narodziny dziecka to dla większości rodziców najszczęśliwszy moment w życiu. Patrycja i Łukasz z Jeleniej Góry również z niecierpliwością oczekiwali na przyjście na świat swojego synka, Antosia. Chłopiec urodził się zdrowy, a rodzice marzyli o chwili, gdy całą trójką wrócą do domu. Niestety, ich radość szybko została przerwana przez decyzję personelu szpitala, która wstrząsnęła nie tylko nimi, ale i opinią publiczną.

Szpitalna decyzja ciosem dla rodziców

Jak donosi program "Reporterzy" TVP, który nagłośnił sprawę, personel Wojewódzkiego Centrum Szpitalnego Kotliny Jeleniogórskiej uznał, że Patrycja i Łukasz, ze względu na swoje niepełnosprawności, nie poradzą sobie z opieką nad noworodkiem. Pani Patrycja porusza się na wózku inwalidzkim oraz przy pomocy balkonika. Pan Łukasz cierpi na przewlekłą chorobę, która wymaga stałego leczenia.

O decyzji, że Antoś nie wróci z nimi do domu, rodzice nie zostali poinformowani bezpośrednio. Pierwsza dowiedziała się o tym babcia chłopca. "Powiedzieli mi, że nie wydadzą, bo wszyscy lekarze zgodnie twierdzą, że oni sobie nie poradzą" – relacjonowała kobieta w materiale "Reporterów". Pan Łukasz przytoczył słowa, jakie miał usłyszeć od lekarzy: "Wy jesteście na to i na to chorzy, pan musi się opiekować partnerką. A kto będzie za synkiem biegał?".

"Skreślili nas od razu" – zarzuty wobec personelu

Rodzice Antosia czują się potraktowani niesprawiedliwie i dyskryminowani ze względu na stan zdrowia. "Oni mnie od razu skreślili, na samym początku, gdy tylko mnie zobaczyli" – mówiła ze łzami w oczach pani Patrycja. Lekarze mieli argumentować, że para nie radziła sobie z podstawowymi czynnościami pielęgnacyjnymi przy dziecku, takimi jak przewijanie czy karmienie. Patrycja i Łukasz tłumaczą, że Antoś jest ich pierwszym dzieckiem i, jak każdy rodzic, potrzebowali czasu, by wszystkiego się nauczyć. Co więcej, dysponują prywatnymi nagraniami, na których widać, jak pan Łukasz opiekuje się synkiem, zmienia mu pieluszkę i karmi butelką.

Monika Kumaczek, zastępczyni dyrektora ds. pielęgniarstwa w jeleniogórskim szpitalu, tłumaczyła reporterom TVP procedury: "Jeżeli obserwujemy, że trwa to przez kilka dni, trwa to wiele godzin, to jest całe konsylium, które obserwuje. Jeżeli w jakiejkolwiek sytuacji stwierdzą, że istnieje ryzyko i zagrożone jest bezpieczeństwo dziecka, jest ten deficyt i nie można sprawować tej opieki właściwie, mamy obowiązek zgłoszenia tego do instytucji".

Doba obserwacji i szybka ścieżka do MOPS

Z materiałów zgromadzonych przez "Reporterów" TVP, w tym nagrania rozmowy z lekarką dokonanej przez członka rodziny, wynika jednak, że obserwacja rodziców mogła trwać znacznie krócej – zaledwie dobę. "Nikt nie chce takiej odpowiedzialności brać, że wydamy im dziecko. Nikt się pod tym nie podpisze. Bo to jest kolejna osoba, która mówi, że absolutnie nie, po tej dobie obserwacji" – słychać na nagraniu. Informację tę mają potwierdzać również dokumenty.

Wystarczył jeden mail ze szpitala do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, by sprawa trafiła do sądu z wnioskiem o zabezpieczenie Antosia. Jak podkreślono w reportażu, stało się to bez konsultacji z rodzicami czy babcią chłopca, która deklarowała chęć pomocy w opiece nad wnukiem.

Antoś w rodzinie zastępczej, rodzice nie tracą nadziei

Po czterech miesiącach spędzonych w szpitalu, mały Antoś trafił do rodziny zastępczej, oddalonej o 500 kilometrów od Jeleniej Góry. Dla rodziców, którzy starają się odwiedzać synka tak często, jak to możliwe, jest to ogromne utrudnienie w budowaniu więzi.

Adwokat Ernest Ziemianowicz, komentując sprawę dla "Reporterów" TVP, zwrócił uwagę na częsty problem w podobnych sytuacjach: "Odbiór dziecka następuje bardzo szybko i bez badania tak naprawdę przyczyn oraz podstaw, natomiast sam powrót dziecka do domu niestety trwa często miesiącami, a być może nawet latami".

Patrycja i Łukasz, mimo bólu i poczucia krzywdy, nie zamierzają się poddawać. Zapowiadają walkę o odzyskanie Antosia i udowodnienie, że ich niepełnosprawność nie wyklucza ich z roli kochających i troskliwych rodziców. 

Źródło: "Reporterzy" TVP

Wrocław Radio ESKA Google News