Co stało się ze Śląskiem Wrocław?
Niecałe pół roku temu Śląsk Wrocław sięgnął po wicemistrzostwo Polski. Srebrne medale zawisły na szyjach zawodników WKS-u, a kibice z tyłu głowy mieli, że do mistrzostwa zabrakło zaledwie jednego punktu więcej. Niestety, Sukces zespołu Jacka Magiery roztrwoniono w ciągu kilku tygodni. W sezonie 2024/2025 wrocławianie jeszcze ani razu nie zwyciężyli, i zaliczyli twarde lądowanie na dnie tabeli. Przyczyna takiego stanu? Teoretycznie, jest bardzo złożona.
Liczne transfery i roszady kadrowe
Podczas letniego okienka transferowego z klubu nie tylko odeszła największa gwiazda zespołu, ale także przyszło wielu nowych zawodników. Roszady w kadrze naturalnie wpłynęły na zgranie, a także sprawiły, że drużynę należało budować niemal od zera. Trener Jacek Magiera na niemal każdym kroku powtarza, że ma wielu nowych piłkarzy, z którymi musi dopiero się dobrze poznać. Tego lata w klubie pojawili się:
- Tudor Baluta,
- Filip Rejczyk,
- Serafin Szota,
- Sebastian Musiolik,
- Marcin Cebula,
- Arnau Ortiz,
- Jakub Świerczok,
- Mateusz Bartolewski,
- Tomasz Loska,
- Junior Eyamba,
- Oleksandr Gavrylenko,
- Simon Schierack.
Dwóch ostatnich zawodników gra w rezerwach WKS-u, jednak z kronikarskiego obowiązku należało o nich wspomnieć. Do klubu przyjść może także Sylwester Jasper. I rzeczywiście, sama liczba zawodników może robić wrażenie, natomiast w tym momencie należy zadać sobie dwa pytania. Czy za tą liczbą poszła też jakość, a także z ilu z tych piłkarzy rzeczywiście korzysta trener Magiera?
Jak już wspomnieliśmy, Schierack i Gavrylenko są obecnie zawodnikami rezerw, Junior Eyamba dostał szansę w pierwszym zespole, jednak jest piłkarzem, który ma problem z wyróżnieniem się nawet w drugiej drużynie WKS-u, Tomasz Loska to drugi bramkarz, a Mateusz Bartolewski został schowany przez sztab szkoleniowy do szafy. Filip Rejczyk to raczej melodia przyszłości, a Serafin Szota z samego początku został spalony przez trenera Magierę, co przyznał sam szkoleniowiec. Z wicemistrzowskiego składu w drużynie pozostały najważniejsze fundamenty - duet bułgarskich stoperów, kluczowy w minionym sezonie środek pola z Pokornym i Schwarzem w rolach głównych, bardzo entuzjastyczny Jehor Matsenko oraz jeden z najlepszych bramkarzy w ekstraklasie, czyli Rafał Leszczyński.
Dodatkowo, prawą obronę okupuje obecnie Mateusz Żukowski, czyli kolejny zawodnik, który występował w Śląsku w sezonie wicemistrzowskim. Z Patricka Olsena zrezygnowano w pełni świadomie - Duńczyka oddano przecież za darmo, więc sztab szkoleniowy nie widział najwyraźniej dla niego miejsca w drużynie, mimo że ważną rolę lidera pełnił również poza boiskiem. Na skrzydle wciąż oglądamy Piotra Samca-Talara. Realnie w pierwszej jedenastce zmiany zaszły na pozycji napastnika, lewego skrzydłowego oraz w środku pola, choć tej ostatniej można było bez problemu uniknąć.
Śląsk poszukuje swojej tożsamości
Czy można więc stwierdzić, że to liczne roszady kadrowe stanowią problem WKS-u? Na pewno wymiana tylu zawodników mogła wpłynąć na zespół, jednak przy zachowaniu najważniejszych fundamentów aż taka zniżka formy wydaje się bardzo dziwna. Przypatrzmy się więc tożsamości Śląska. W minionym sezonie była to drużyna, która swoją grę opierała na prostych środkach - twarda i nisko grająca defensywa pozwalała korzystać z przewagi wzrostu w swoim polu karnym, a szybcy skrzydłowi i inteligentnie poruszający się po wolnych przestrzeniach środkowi pomocnicy świetnie spisywali się podczas wyprowadzania groźnych kontrataków. Z przodu biegał wolny elektron - Erik Exposito, który swoimi umiejętnościami przewyższał ligę i często samemu kreował zagrożenie pod bramką rywali.
Śląsk był drużyną złożoną z prostych elementów, jednak wraz z odejściem Erika Exposito to musiało ulec zmianie. O ile wcześniej Hiszpan często niemal w pojedynkę odpowiadał za ofensywę WKS-u, o tyle w jego miejsce sprowadzono zawodnika, na którego sytuacje musi zapracować drużyna. Sebastian Musiolik Erikiem Exposito nie jest, co szybko dało się zauważyć na boisku. W drużynie do tej pory trudno dostrzec powtarzalne schematy budowania akcji (inne niż dalekie podanie do przodu), a także pomysł na konstruowanie akcji. Przykryte miało to zostać poniekąd wyższym pressingiem - Śląsk w bieżącym sezonie odzyskiwać piłkę wyżej, aby szybko kontrować przeciwnika i w ten sposób kreować sobie okazje na strzelenie gola. Niestety, zmiana schematu w defensywie okazała się zgubna, bowiem z żelaznej obrony sprzed pół roku WKS szybko przeszedł do obrony dziurawej.
Pechowe kontuzje w Śląsku Wrocław
W przypadku utraconej tożsamości można mieć pewne pretensje do sztabu szkoleniowego, a w kwestii brakującej jakości do dyrektora sportowego, jednak nie można przejść obojętnie obok zwykłego pecha, jaki trzyma się WKS-u w tym sezonie. Podczas okresu przygotowawczego z gry na pewien okres wypadł Junior Eyamba i Marcin Cebula, a w sezonie urazy łapali m.in. Patrick Olsen, Piotr Samiec-Talar, Mateusz Bartolewski, Filip Rejczyk i Aleks Petkov. Dodatkowo, Śląsk został bardzo pokrzywdzony złym sędziowaniem w kluczowym meczu eliminacji do Ligi Konferencji, który mógł zbudować "mental" całej drużyny. Co więcej, pecha mają również poszczególni zawodnicy. Przykładowo, z trzech strzelonych przez Sebastiana Musiolika goli zaliczony został tylko jeden, co też bez wątpienia wpływa na pewność siebie. Oczywiście, beznadziejny start sezonu nie jest tylko kwestią pecha, natomiast trudno jest nie dostrzec, jak wiele nieszczęść spadło już na WKS.
Niekonsekwencja i problemy pozaboiskowe
Pewnym dopełnieniem obecnego obrazu Śląska Wrocław są bez wątpienia również działania klubu poza samymi meczami. WKS już po teoretycznym skompletowaniu kadry sprzedał dwóch zawodników, sztab szkoleniowy nie potrafił dogadać się z Patrykiem Klimalą, którego problem został rozwiązany tylko tymczasowo. Prezes klubu, Patryk Załęczny, wraz z dyrektorem sportowym, Davidem Baldą, dali się poznać z otwartości i częstych rozmów z kibicami, jednak w tym sezonie niemal całkowicie ucichli. O ile Czech tłumaczy od czasu do czasu swoją absencję i na swój pokrętny sposób stara się być transparentny, o tyle tak długa cisza w wykonaniu prezesa bardzo rozdrażniła kibiców. Sam klub boryka się z wieloma powracającymi problemami - niska jakość stadionowego cateringu, kolejne braki klubowych koszulek w magazynie i ogólna dezorganizacja, o której słychać ze Śląska z niemal każdej strony, do której przyłożymy ucho. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Oczywiście, nie ma to bezpośredniego wpływu na wyniki, natomiast dopełnia ogólny obraz i poniekąd pasuje do okupowanego przez WKS ostatniego miejsca w tabeli...
Najbardziej w tej sytuacji szkoda niewykorzystanego potencjału. W sezonie wicemistrzowskim Śląsk zebrał wokół siebie rekordowe liczby kibiców, a we Wrocławiu zapanowała moda na WKS. Niestety, już po pół roku moda ta zaczyna przechodzić, a Śląsk wraca do swojej szarej, ligowej rzeczywistości i znów drży o swój dalszy los w ekstraklasie.