Autostrada A4, codziennie przemierzana przez tysiące pojazdów, stała się miejscem niebezpiecznego incydentu. Jeden z kierowców, jadący 10 czerwca 2025 roku w kierunku Wrocławia, doświadczył na własnej skórze, czym jest drogowa agresja. Jego relacja, pełna emocji i niepokoju, rzuca światło na problem, który wciąż jest obecny na polskich drogach.
"Nigdy w życiu nikt tak blisko nie siedział mi przy czterech literach"
Jak opisuje poszkodowany kierowca, sytuacja miała miejsce podczas manewru wyprzedzania kolumny TIR-ów. "Spokojnie i przepisowo wyprzedzałem kolumnę TIR-ów" – relacjonuje. Wtedy właśnie na horyzoncie pojawił się kierowca busa marki Renault, świadczącego usługi przewozów międzynarodowych. Według relacji, kierujący busem już wcześniej wykazywał się nerwowym stylem jazdy, "siedząc na zderzaku" innemu uczestnikowi ruchu.
Gdy poprzedzający pojazd zjechał, bus gwałtownie przyspieszył. "Nigdy w życiu nikt tak blisko nie siedział mi przy czterech literach. Najwidoczniej chciał mnie pocałować. Odległość od mojego zderzaka wynosiła nie więcej niż dwa metry przy prędkości 125 km/h" – opisuje autor nagrania. Dopiero po zakończeniu manewru wyprzedzania i zjechaniu na prawy pas, udało mu się uciec od agresora. Na tym jednak nie koniec. Kierowca busa miał pokazać mu obraźliwy gest – wyprostowany środkowy palec. W odpowiedzi, poszkodowany kierowca wskazał na swoją kamerkę samochodową, dokumentującą całe zdarzenie. Zapowiedział również zgłoszenie sprawy na policję, dodając, że sytuacja "przypomina to sprawę Majtczaka w trochę innym wydaniu".
Firma przewozowa krytykuje zachowanie kierowcy
W związku z materiałem wideo, który prawdopodobnie trafił do sieci, głos zabrała firma Inter-Tour, której oznaczenia widniały na busie. W wydanym oświadczeniu właściciel oraz pracownicy firmy wyrazili "zdecydowaną dezaprobatę wobec takiego stylu jazdy" oraz stanowczo skrytykowali "tego typu zachowania na drodze".
Firma podkreśliła, że od ponad 30 lat świadczy usługi transportu oraz wynajmu pojazdów. Kluczową informacją jest jednak fakt, że "pojazd widoczny na nagraniu został wypożyczony przez klienta zewnętrznego, a kierowca nie jest pracownikiem naszej firmy". Inter-Tour zaznacza, że jako wypożyczalnia z flotą kilkudziesięciu pojazdów, dokłada wszelkich starań, aby jej etatowi kierowcy przestrzegali zasad bezpiecznej i kulturalnej jazdy.
"Jednocześnie pragniemy podkreślić, że nie mamy wpływu na zachowania osób prywatnych, które wynajmują nasze pojazdy, a za ich działania na drodze odpowiadają wyłącznie oni sami – zarówno prawnie, jak i moralnie" – czytamy w oświadczeniu. Firma zaapelowała również o niewyciąganie pochopnych wniosków wobec całego przedsiębiorstwa i jego zespołu, wskazując na falę negatywnych komentarzy uderzających w osoby niezwiązane z incydentem. Na koniec zapewniono, że priorytetem Inter-Tour pozostaje świadczenie usług na najwyższym poziomie oraz bezpieczeństwo klientów i innych uczestników ruchu.
Niebezpieczne zachowania na drogach wciąż problemem
Opisane zdarzenie, choć na szczęście nie zakończyło się tragedią, po raz kolejny zwraca uwagę na problem agresji i brawury na polskich drogach. Porównanie do "sprawy Majtczaka", choć w "innym wydaniu", budzi zrozumiały niepokój i pokazuje, jak silne emocje wywołują takie incydenty. Posiadanie wideorejestratora w takich sytuacjach okazuje się nieocenione, dostarczając dowodów, które mogą być kluczowe w dalszym postępowaniu. Pozostaje czekać na dalszy rozwój wypadków, w tym na ewentualne działania policji po zgłoszeniu sprawy przez poszkodowanego kierowcę.
