Spis treści
- 5-latka została zamknięta w przedszkolu w Jeleniej Górze
- Opiekunka nie wiedziała, że zamknęła dziecko same w przedszkolu
- Co na to prokuratura i kuratorium?
5-latka została zamknięta w przedszkolu w Jeleniej Górze
W sierpniu 2024 roku w prywatnym przedszkolu w Jeleniej Górze doszło do traumatycznego zdarzenia. W związku z końcem wakacji zorganizowano dla dzieci spływ pontonami w miejscowości Nielestno. Jak się okazało jednak, nie wszystkie przedszkolaki mogły cieszyć się wycieczką.
5-letnia Nina jest dzieckiem w spektrum autyzmu. Do czasu feralnego zdarzenia chodziła do wspomnianego przedszkola w Jeleniej Górze.
- Ona już rok wcześniej była na takim spływie i świetnie się bawiła. Ninka najpierw była podekscytowana, ale w dzień wyjazdu powiedziała mi, że nie wie, czy ma ochotę jechać na tę wycieczkę. Oddając dziecko opiekunce, wyraźnie zwróciłam uwagę, że Nina o tym wspominała i jeśli panie zauważą, że ona faktycznie nie chce jechać, to proszę o telefon i odbiorę dziecko
opowiada Joanna Roczniak, mama 5-letniej Niny, w programie "Uwaga".
Matka dziewczynki cały czas myślała o córce i w czasie, kiedy dzieci spływały już pontonami po rzece, kobieta wysłała SMS-a do opiekunki grupy. Poprosiła, aby ta zwróciła szczególną uwagę na Ninę. Opiekunka odpisała po kilkunastu minutach, że wszystko jest w porządku, a 5-latka płynie w pontonie z ratownikiem medycznym, który tego dnia był osobą wspomagającą na wycieczce.
Ta wiadomość uspokoiła panią Joannę. Prawda jednak okazała się zupełnie inna. W tamtym momencie bowiem dziewczynka już od godziny była sama w zamkniętym przedszkolu. Warto tu dodać, że placówka jest ogrodzone i znajduje się daleko od ulicy. Nikt zatem nie mógł usłyszeć wołania dziewczynki.
Matka Niny zorientowała się, co się stało, dopiero gdy przyszła odebrać córkę.
- Stałam przed przedszkolem i patrzyłam, jak kolejne dzieci wychodzą z autobusu. Nagle podeszła do mnie jedna z opiekunek i poprosiła, żebym weszła do środka, bo chce mi coś powiedzieć. Od razu pytałam, co się stało. Powiedziały mi, że mam się nie martwić i z Niną wszystko jest w porządku. Nie widziałam swojego dziecka, słyszałam tylko zgiełk na zewnątrz i wszystko zaczęło we mnie rosnąć, aż wybuchłam. Od razu spytałam ją, jak było na wycieczce, a ona na to "Mamusiu, nie byłam na wycieczce. Zostałam zamknięta w przedszkolu. Byłam głodna i płakałam"
wspomina pani Joanna, w programie "Uwaga".
Te słowa wzburzyły matkę dziewczynki. Wprost spytała się opiekunek, jak to się stało, że zapomniały o jej dziecku. Z pewnością nie spodziewała się odpowiedzi, którą usłyszała. Opiekunka miała teatralnie tłumaczyć, że tak się po prostu stało, dziecko musiało się gdzieś zawieruszyć, a opiekunowie nie sprawdzili wszystkiego.
- Ona (Nina - dop. red.) nawet, jak teraz o tym opowiada, to smutnieje. Jedyne co nam opowiada to, że płakała, chodziła od sali do sali i nawoływała ciocie i dzieci. Złamało nam serce to, że powiedziała, że wołała "mamo" i nikt nie przyszedł. Do nas to wraca bardzo często
mówi pani Joanna, w programie "Uwaga".
Nauczycielki przedszkolne miały zapewniać, że 5-latka przebywała sama zaledwie 15 minut. Z materiału dowodowego zgromadzonego w tym postępowaniu przez Prokuraturę Okręgową w Jelenie Górze wynika jednak, że był to znacznie dłuższy czas. Nina miała być sama przez sześć godzin, od 10:00 do 16:00.
- Nikt nie mógł usłyszeć jej wołania, nie mógł jej zobaczyć, nie mógł jej pomóc. Obok jest jednak żłobek i to właśnie pracownice żłobka po 6 godzinach zorientowały się, że to dziecko jest tam zostawione samo. Wtedy wypuściły Ninkę [...] Mógł wybuchnąć pożar, mogła się zakrztusić i zadławić, mogła spaść z krzesła, próbując na przykład otworzyć okno
opowiadają rodzice Niny, w programie "Uwaga".
Opiekunka nie wiedziała, że zamknęła dziecko same w przedszkolu
Reporterce programu "Uwaga" nie udało się porozmawiać z właścicielką przedszkola. Skontaktowała się za to z opiekunką, która wysłała do matki Niny wiadomość, że u dziewczynki wszystko w porządku. Kobieta była bardzo wzburzona i cały czas powtarzała, że nie wie, jak to się stało. Dodała również, że nie zrobiła tego specjalnie.
Dziennikarka "Uwagi" otrzymała również list od rodziców innych dzieci z tego przedszkola. Wynika z niego, że według nich to zdarzenie było jednorazowe i wszystko zostało wyjaśnione. Dodatkowo, argumentowali to faktem, że placówka przeszła pozytywnie liczne kontrole z kuratorium. Dementują to jednak rodzice 5-latki, którzy przyznali w programie, że do dzisiaj nie dostali żadnego wytłumaczenia. Co więcej, dyrektorka placówki nawet się do nich nie odezwała.
Co na to prokuratura i kuratorium?
Bożena Kiser z Kuratorium Oświaty we Wrocławiu przyznała w programie, że wizytatorzy stwierdzili, że w tamtym czasie opiekę nad dziećmi sprawowały osoby, które nie posiadały kwalifikacji pedagogicznych. Były to jedynie pomoce nauczyciela. Co więcej, samo planowanie wycieczki w etapie organizacyjnym oraz dokumentacja przygotowana na ten cel były niezgodne z przepisami prawa.
Od całego zdarzenia minęło już pół roku, jednak rodzice Niny nadal walczą.
- Dlatego, że prokuratura w Jeleniej Górze postanowiła umorzyć postępowanie w tej sprawie. Z uzasadnienia prokuratury wynika, że tak naprawdę nic się nie stało, bo dziecku nie stała się żadna krzywda, a pani nie zrobiła tego specjalnie, czyli działanie było nieumyślne
mówi tata 5-latki, w programie "Uwaga".
Skontaktowaliśmy się z Prokuraturą Okręgową w Jeleniej Górze, która zdecydowała się wznowić postępowanie.
- Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze kontynuuje dochodzenie w sprawie o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. To postępowanie jest w toku. Prokurator wykonuje czynności, które zostały mu wskazane do wykonania jeszcze przed podjęciem decyzji merytorycznej. Z ustaleń tego postępowania wynika, że w sierpniu 2024 roku dziewczynka została pozostawiona sama zamknięta w przedszkolu. Dzieci pojechały na wycieczkę, natomiast ona najprawdopodobniej ukryła się w tym przedszkolu. Przebywała tam przez sześć godzin.
mówi nam prok. Ewa Węglarowicz-Makowska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Rzeczniczka dodaje, że po tych kilku godzinach dziewczynkę znalazła opiekunka pracująca w żłobku i zaprowadziła ją do grupy młodszych dzieci.
- Zaczęła się moczyć w nocy. A jak wychodzimy gdzieś razem, to zaczęła się przedstawiać: "Jestem Ninka, zamknęli mnie w przedszkolu i byłam sama". Ci wszyscy rodzice, którzy do nas pisali, że niepotrzebnie robimy aferę, bo przecież nic się nie stało, nie mają zielonego pojęcia. My sami nie do końca wiemy, jakie piętno to na niej odcisnęło. Pani psycholog tłumaczyła nam, że taka trauma może się ujawnić nawet dopiero po 3-4 latach, za 10 lat albo w dorosłym życiu
podsumowuje matka Niny w programie "Uwaga".
