Strażacy gasili wiatę śmietnikową we Wrocławiu. Wewnątrz znaleźli poparzonego mężczyznę
Jak informuje nas rzecznik prasowy wrocławskiej policji, pożar wybuchł około godz. 13:00 w czwartek, 14 marca. Ogień zauważono w wiacie śmietnikowej przy ul. Szklarskiej na wrocławskim osiedlu Pilczyce. O zdarzeniu powiadomił służby świadek, który zauważył wydobywające się z wiaty płomienie. Na miejsce skierowano straż pożarną, policję i pogotowie ratunkowe.
Po szybkim ugaszeniu pożaru okazało się, że pod wiatą leży poparzony mężczyzna. Strażacy wyciągnęli go na zewnątrz. To, co powiedział ratownikom było jednak zaskakujące. Poszkodowany twierdził, że został oblany benzyną i podpalony.
Rannego mężczyznę, który okazał się osobą bezdomną, przewieziono karetką do szpitala. Poszkodowany doznał poparzenia twarzy, szyi i ręki. Jak informuje policja, obrażenia nie zagrażają na szczęście jego życiu.
Policja wyjaśnia, co wydarzyło się przy ul. Szklarskiej we Wrocławiu
Z informacji, jakie przekazała naszej redakcji wrocławska policja wynika, że przeprowadzono do tej pory szczegółowe dochodzenie. Co z niego wynika?
- Policjanci dokonali szeregu działań i ostatecznie nie potwierdziły one relacji mężczyzny. Z naszych informacji wynika, że nie brały w tym zdarzeniu osoby trzecie. Technicy policyjni zbadali ubrania mężczyzny. Wykluczono, że został oblany i podpalony. Ponadto mężczyzna był pijany i najprawdopodobniej to on mógł spowodować pożar wiaty śmietnikowej – informuje nas komisarz Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. Jak dodaje, policjanci będą też sprawdzać pobliski monitoring, który został już zabezpieczony.
Apel policji o reakcję
Rzecznik wrocławskiej policji dziękuje mieszkańcom za odpowiednią reakcję i szybki telefon do służb ratunkowych. Jednocześnie apeluje, żeby w podobnych sytuacjach odpowiednio zareagować, bo to może ocalić komuś życie. - W sytuacji, kiedy widzimy, że ktoś leży i nie daje oznak życia, zapytajmy, czy nie potrzebuje pomocy. Zawsze, jeśli nie chcemy dotykać tego człowieka, to po prostu możemy zadzwonić pod numer alarmowy 112. Ważna jest nasza reakcja – dodaje komisarz Wojciech Jabłoński.