Protest we Wrocławiu rozpoczął się o 16.15 przed Dworcem Głównym. Już tam zgromadziło się kilka tysięcy ludzi. A całe zamieszanie ze względu na decyzję Trybunału, która zakłada, że aborcja w przypadku chorego czy upośledzonego płodu jest niekonstytucyjna.
Protestujący przyszli z atrybutami: czarnymi parasolkami, wieszakami i transparentami. W tłumie dominowała płeć żeńska, ale pojawiło się także mnóstwo mężczyzn:
- To dotyczy nas wszystkich! Sam mam dwójkę dzieci i wiem, co to znaczy iść na USG i czekać na wiadomość, czy dziecko jest zdrowe. A decyzja Trybunału jest to skandal na skalę światową - mówił Adam, wrocławianin, który przyszedł na protest.
Na transparentach można było między innymi przeczytać takie hasła:
Nigdy nie będziesz szła sama
Umiem gotować i zgotuję Wam rewolucję
Piekło kobiet
Wśród protestujących były również bardzo młode dziewczyny:
- Nie chcę urodzić martwego dziecka. Uważam, że każda kobieta ma prawo sama decydować o swoim ciele - krzyczała 14 -etnia Julka z Wrocławia.
Zgromadzenie było nadzorowane przez uzbrojonych w gaz pieprzowy policjantów, którzy cały czas z głośników odtwarzali bardzo głośny komunikat o obowiązku zakrywania ust i nosa. Jednocześnie komunikat zagłuszał przemowy protestujących. Wśród mówców znalazł się też Robert Biedroń, który później prowadził rozmowy z funkcjonariuszami, aby ci nie spisywali ludzi.
Tłum najpierw ruszył w stronę kurii na Ostrowie Tumskim, ale policja zagrodziła im drogę. Poszli więc pod siedzibę PiS. Ta została otoczona policyjnym kordonem.
Choć emocji było sporo, nie doszło do żadnych nadużyć. Ok. 19.30 protest się zakończył.