Wrocław, a może już Wrocrat?
Wrocław od miesięcy mierzy się z falą gryzoni, jakiej wielu mieszkańców jeszcze nie widziało. Szczury swobodnie przebiegają po centrum – nie tylko w bramach czy podwórkach, ale również w pełnym świetle latarni, tuż obok przechodniów. Ulica Igielna, rzut beretem od Rynku, dorobiła się nawet ironicznej nazwy „Rat Street” w mapach Google, bo nagrania kłębiących się tam gryzoni viralowo rozchodzą się po sieci.
Mieszkańcy mówią wprost, że wieczorne powroty do domu przypominają slalom z przeszkodami.
— Jak wracam do domu po zmierzchu, to tylko z parasolką i butami na obcasie. Stukam, żeby odstraszyć szczury, ale to nie zawsze działa — mówi w rozmowie z "Wyborczą" Aleksandra, mieszkanka pobliskiego budynku.
Eksperci nie mają wątpliwości: populacja szczurów we Wrocławiu jest gigantyczna. Mateusz Krzyżowski z firmy DDD Serwis szacuje, że po mieście biega co najmniej milion gryzoni. A Wrocław – z licznymi kanałami, podziemiami, tunelem przeciwpowodziowym, starymi kamienicami i ogrzewanymi piwnicami – tworzy dla nich idealne środowisko.
Naukowcy przypominają, że szczury są wyjątkowo wytrzymałe i błyskawicznie się rozmnażają. – Ciąża trwa trzy tygodnie, a jedzą absolutnie wszystko – od odpadków po kable. Potrafią przegryźć nawet beton – mówi dr Edyta Wincewicz z Uniwersytetu Przyrodniczego.
Polecany artykuł:
Miasto walczy ze szczurami. Problemem są prywatne kamienice?
Miasto prowadzi intensywną deratyzację: od dwóch lat trwa ona niemal cały rok. Na terenie Wrocławia rozstawiono około 10 tysięcy stacji z trutką, a służby zebrały już 650 kilogramów martwych gryzoni. Tylko w tym roku na walkę z plagą wydano ponad 2,5 mln zł. Na Starym Mieście część podwórek kontrolowana jest codziennie, a kolejne kilkadziesiąt – kilka razy w tygodniu.
Głos w sprawie zabrała Elżbieta Suszczyńska, właścicielka firmy Bogel, która od lat zajmuje się deratyzacją we Wrocławiu. Jej zdaniem sytuacja jest poważna. - Jest coraz gorzej. Można przeprowadzać deratyzację i można wykładać preparaty, a to jest wielka różnica - podkreśla.
Problem w tym, że zdecydowana większość kamienic nie należy do miasta. To wspólnoty i spółdzielnie muszą usuwać gniazda szczurów, a nie zawsze to robią. Straż miejska przeprowadziła w tym roku prawie 4 tys. kontroli, wystawiając mandaty na 26 tys. zł – kropla w morzu potrzeb.
Wątek szczurów powraca regularnie. Kilka miesięcy temu pisaliśmy o szczurach biegających wzdłuż fosy miejskiej czy bulwarów. Wrocławianie coraz częściej pytają więc: skoro centrum miasta tak wygląda teraz, co będzie latem, kiedy temperatury i odpadki sprawią, że szczury poczują się tu jeszcze pewniej?
Polecany artykuł:
Osiedla opanowane przez szczury. "To nie bajka Disney'a"
Problem nie ogranicza się jedynie do śmietników. W ostatnich dniach szczury coraz bardziej dają się we znaki także mieszkańcom osiedla Promenady Wrocławskie.
– Widziałem, jak jeden z nich wspinał się po balustradzie tarasu przy bloku i wszedł komuś na taras – opowiada pan Sebastian. Innym razem, gdy wrzucał odpady do kontenera na odpady zielone i podniósł klapę, szczur wyskoczył mu tuż przed nosem.
Swoje oburzenie mieszkańcy wyrażają również w mediach społecznościowych. Pan Krzysztof, autor nagrania spod wiaty śmietnikowej przy placu Jana Pawła II, opublikował na jednej z wrocławskich grup na Facebooku wpis, w którym wprost napisał:
„Miasto Wrocław, kraina krasnali i szczurów. W jaki sposób miasto zamierza walczyć z tą ogromną populacją szczurów? To problem, którego nie można bagatelizować z wielu powodów – kto ma wiedzieć, ten wie. W centrum miasta 24/7 szczury biegają wokół placów zabaw, restauracji i innych lokali. Wieczorem, siedząc na ławce, można zobaczyć setki z nich przebiegające po trawnikach i drogach. W śmietniku panuje taka impreza, że brakuje tylko DJ-a. To nie jest bajka Disneya, w której szczury gotują w luksusowych restauracjach. To realne zagrożenie dla życia”.