Jak przekazują strażnicy Dolnośląskiej Straży ds. Zwierząt, mieszkanka Wrocławia trzymała koty w pokoju, który ze zdjęcia można określić jako melinę. Wszędzie walały się śmieci, różne szmaty i papiery, a w powietrzu unosił się straszny fetor. Zwierzęta trafiły do mieszkania kobiety, bo ta, jak pisze straż przekonywała ludzi, że zapewni opiekę kotom, wyleczy je i da im dobry dom.
Koty bały się podejść do człowieka, żyły w strasznych warunkach
- Kiedy weszliśmy do środka, poczuliśmy przerażający fetor. Odór odchodów, moczu i śmieci. To, co zobaczyliśmy było jeszcze gorsze od zapachu - na podłodze i meblach walały się śmieci i fekalia, a w tym syfie siedziało 7 przerażonych kociąt. Kociąt, które nie miały nawet wody i jedzenia – opisuje Dolnośląska Straż ds. Zwierząt.
Jak relacjonują strażnicy, koty bały się nawet podejść do człowieka, a ich „opiekunka” bawiła się w najlepsze na imprezie. W wyjątkowo złym stanie w mieszkaniu znaleziono kotkę Mię.
- Malutka została zabrana w szczególnie złym stanie. Ogromny brzuch, potwornie chore oczy. Delikatne ciałko koteczki męczą potworne biegunki. Mia jest zarobaczona, ma pchły i wszoły – opisują strażnicy i dodają, że nie są to jedyne kocięta, jakie ściągała do siebie mieszkanka Nadodrza. Nie wiadomo, co stało się z kotami, które kobieta przyjmowała pod „opiekę” wcześniej.
Dolnośląska Straż ds. Zwierząt informuje, że na miejscu była już policja, która zebrała materiał dowodowy. Straż będzie występować jako oskarżyciel posiłkowy w sprawie o znęcanie przeciwko mieszkance Wrocławia oraz o zakaz posiadania przez nią zwierząt.
Nastolatka zamieściła w mediach społecznościowych sprostowanie. Tłumaczy w nim, że wcześniej współpracowała z fundacją, do czasu aż pokłóciła się z mamą. Młoda dziewczyna twierdzi, że jej matka przesłała zdjęcia straży, które pochodzą z początków wprowadzania się lokalu.
- Tego dnia wieczorem miałam urodziny przyjaciółki i wiedząc, że są ludzie w domu którzy mogą się zająć kotkami pojechałam. W nocy jak byłam podpita zaczęła dzwonić mama i o wszystko mnie oskarżać, że to przeze mnie itp. dzień później po poście mama zaczęła jednak mnie bronić, bo wszystko co napisali to kłamstwo - pisze kobieta w mediach społecznościowych. - Nigdy w życiu nie skrzywdziłabym żadnego zwierzaka, kocham je nad życie i nie miałabym do tego serca-dodaje.