Finałowa seria o mistrzostwo Polski pomiędzy Śląskiem Wrocław a Kingiem Szczecin zakończyła się zwycięstwem Wilków Morskich. Dla WKS-u wicemistrzostwo oznacza trzeci medal w przeciągu trzech ostatnich lat. Dla szczecinian z kolei jest to pierwsze mistrzostwo Polski w historii klubu.
Słaby początek serii w wykonaniu Śląska
Wydawało się, że rozpędzony po solidnych półfinałach z Legią Śląsk do starcia z Kingiem Szczecin podchodzi w roli faworyta, jednak pierwsze mecze finałowej serii szybko sprowadziły wrocławskich kibiców na ziemie. WKS miał ogromne problemy ze świetnie dysponowanym rywalem, co najlepiej podsumowują słowa Arkadiusza Miłoszewskiego, trenera Kinga, po ostatnim spotkaniu w Szczecinie. "Muszę to powiedzieć - Śląsk w pierwszych meczach grał słabo” - zdiagnozował szkoleniowiec Wilków Morskich.
Niespodziewany powrót do serii
Gdy już wydawało się, że King w czwartym meczu musi jedynie dopełnić formalności, Śląsk w niezwykłym stylu przebudził się i nie pozwolił szczecińskim kibicom otwierać szampanów. Wybitne spotkanie zagrał wówczas Jeremiah Martin, który zdobył dla WKS-u aż 33 punkty, wlewając tym samym nadzieję w serca wrocławian. Do piątego starcia Śląsk podchodził przetrzebiony kontuzjami - do dyspozycji trenera Ertugrula Erdogana nie było trzech ważnych zawodników - Łukasza Kolendy, Justina Bibbsa i Vasy Pusicy. Wtedy niespodziewanym bohaterem w Hali Stulecia został Jakub Karolak, który popisał się niebywałą skutecznością rzutów za 3 punkty, za co został później wybrany najlepszym zawodnikiem meczu.
King zdobył zasłużone mistrzostwo
Przed szóstym meczem w obozach obu drużyn było nerwowo. Zawodnicy Kinga wiedzieli, że jeśli przegrają teraz w Szczecinie, to ostatni mecz serii rozegrany zostanie w wypełnionej po brzegi Hali Stulecia. Koszykarze Śląska z kolei rozegrać musieli trzecie spotkanie bez marginesu błędu. Do kadry meczowej wrócił Vasa Pusica, a przez większą część pierwszej połowy mecz był bardzo zacięty i wyrównany. Niestety, w przeciągu kilku chwil WKS stracił dwóch bardzo istotnych dla rotacji zawodników - Aleksander Wiśniewski opuścił parkiet ze złamanym nosem, a chwilę później kostkę skręcił Vasa Pusica. Z zawodników, którzy mogliby wspomóc w rozegraniu Martina, nie został więc już zupełnie nikt.
Od tej pory Śląskowi grało się zupełnie trudniej. King często wychodził wysoko, utrudniając życie zmęczonemu Amerykaninowi. Szczecinianie pewnie dowieźli prowadzenie do końca meczu, ostatecznie zwyciężając w szóstym finałowym starciu 92:72. King mistrzem Polski został zasłużenie, na przestrzeni sześciu spotkań grając koszykówkę na równym, bardzo wysokim poziomie. Śląsk z kolei pokazał, że nigdy nie należy go skreślać, a trzeci medal w przeciągu trzech ostatnich lat świadczy o tym, że WKS na dobre zadomowił się w ścisłej czołówce polskiego basketu.