Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa. Wielki hit zakończony remisem
Mimo niesamowitej otoczki, kompletu kibiców na trybunach i ogromnych oczekiwań spotkanie Śląska Wrocław z Rakowem Częstochowa było "zaskakująco normalne". Na boisku oglądaliśmy dwie drużyny, które grały dokładnie to samo, co zawsze - głęboko cofnięty WKS czekał na błędy Rakowa, a częstochowianie naciskali, agresywnie odbierali piłkę i klepali wokół pola karnego, czekając na błędy gospodarzy. Taki obraz gry jest w pełni normalny dla obu ekip, jednak zazwyczaj zarówno Śląsk, jak i Raków, w swojej grze są skuteczni, a sami zbyt wielu pomyłek w defensywie nie popełniają. Tu dochodzimy do elementu zaskoczenia - trudno było się spodziewać, że wielki hit ekstraklasy zakończy się remisem 1:1 po dwóch bardzo prostych błędach obu ekip.
Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa. Świetna pierwsza połowa gości?
Po meczu Śląsk - Raków bardzo łatwo natknąć się na opinię, że częstochowianie zagrali świetną pierwszą połowę, całkowicie dominując WKS, a wrocławianie odbili się w drugiej części meczu, dochodząc do głosu i odwracając losy spotkania. Przechodząc do analizy tego spotkania, Raków rzeczywiście prowadził grę, a Śląsk rzeczywiście wyszedł na mecz mocno wycofany. Tylko co tak właściwie z tego wynikało? Przez 45 minut najgroźniejszą sytuacją gości powinien być strzał głową z 11 minuty, który spokojnie wyłapał Rafał Leszczyński. Powinien, bo na obraz tego meczu bardzo mocno wpłynął fatalny błąd Aleksa Petkowa. Bułgar w tym sezonie jest fenomenalny, jednak to w wyniku jego niefrasobliwej interwencji, podczas której nie trafił w piłkę, Sonny Kittel mógł wyprowadzić Raków na prowadzenie.
Śląsk w tym sezonie swoją grę opiera na żelaznej defensywie, wrocławianom strzelić gola z gry jest niezmiernie trudno. Śmiało możemy założyć, że w 9/10 poprzednich spotkań stoperzy WKS-u takie dośrodkowanie wybiliby bez najmniejszego problemu. Tak nie stało się jednak tym razem - Raków dostał prezent i go wykorzystał. Czy świadczy to o dominacji częstochowian? Niekoniecznie - gdyby nie błąd podopiecznych trenera Jacka Magiery, to goście nie mieliby nawet pół dobrej sytuacji na strzelenie gola w pierwszej połowie. W ofensywie Raków był bezzębny, jednak nie sposób przejść obojętnie obok świetnej organizacji gry częstochowian - tak jak Raków nie kreował sobie okazji na strzelenie gola, tak Śląsk niespecjalnie zbliżał się nawet do pola karnego Vladana Kovacevića.
Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa. Waleczny WKS wyszarpuje remis?
Nawet jeśli ustaliliśmy już, że Raków w pierwszej połowie wcale nie zdominował Śląska, to faktem jest, że na drugą część spotkania goście wychodzili z jednobramkowym prowadzeniem. Ich zadaniem było prowadzenie utrzymać, a najlepiej dorzucić drugiego gola i zamknąć mecz. Częstochowianie drugą połowę zagrali bardzo podobnie do pierwszej - Śląsk wciąż miał problem ze stworzeniem sobie groźnych sytuacji, jednak w defensywie Rakowa pojawiło się rozkojarzenie. Najpierw w świetny sposób pojedynek fizyczny wygrał Piotr Samiec-Talar, który wykorzystał później złe ustawienie Kovacevića i strzelił gola z 40 metrów, a później do wyśmienitej sytuacji po błędzie Bena Ledermana doszedł Erik Exposito. Hiszpański snajper znalazł się oko w oko z bramkarzem, jednak przegrał ten pojedynek.
Czy można mówić więc o wielkim powrocie Śląska? Niekoniecznie, wrocławianie grali po prostu dokładnie tak, jak grali przez cały sezon. Wycinając z tego meczu fatalny błąd Petkowa (umówmy się - Bułgar w tym sezonie takich gaf po prostu nie popełnia) i dokładając lepszą skuteczność najlepszego napastnika, a może i nawet najlepszego zawodnika w całej ekstraklasie, Śląsk powinien ten mecz wygrać. Z drugiej strony, o Rakowie można powiedzieć dokładnie to samo - wytniemy proste błędy w defensywie i częstochowianie zagrali dobre, w pełni kontrolowane spotkanie, jakich na przestrzeni ostatnich lat oglądaliśmy w ich wykonaniu całe mnóstwo.
Czy podczas starcia Śląska z Rakowem widzieliśmy więc dominację gości? A może raczej świetny powrót WKS-u w drugiej połowie? Nie, widzieliśmy pojedynek dwóch drużyn, które do bólu zagrały w swoim standardowym stylu. Jedyna różnica była taka, że tym razem u obu zabrakło nieco skuteczności, a do solidnych defensyw wkradły się błędy. Śląsk w bieżącym sezonie w tego typu meczach wielokrotnie zgarniał trzy punkty, a Raków na przestrzeni lat pokazał, że w takich spotkaniach potrafi spokojnie dowozić wynik. Śmiało można więc wysnuć tezę, że w hicie kolejki obie drużyny zagrały po prostu poniżej swoich możliwości.