Głośny protest na Rynku we Wrocławiu przeciwko działaniom Izraela. "To nasz moralny obowiązek"

2025-07-25 22:13

Na wrocławskim rynku zebrali się protestujący, by wyrazić swój sprzeciw wobec działań Izraela w obliczu narastającego głodu w Strefie Gazy. Wśród manifestujących powiewały flagi Palestyny, a w rękach trzymano puste garnki, które są symbolem tragicznej sytuacji humanitarnej. - Domagamy się, żeby do Gazy dotarła praktyczna, realna humanitarna pomoc, po drugie, żeby Izrael zmierzył się z jakimikolwiek konsekwencjami swoich czynów i łamania prawa międzynarodowego – mówiła nam Kaja Kędzioła, uczestniczka protestu.

„To się nie dzieje w naszym imieniu”

W piątkowy wieczór, 25 lipca, rynek we Wrocławiu stał się miejscem protestu solidarnościowego z Palestyńczykami. Flagi Palestyny i transparenty towarzyszyły okrzykom: „Wolna, wolna Palestyna”. Uczestnicy mówili o katastrofie humanitarnej w Gazie i bezczynności świata.

– Zgromadziliśmy się jako osoby, które chcą głośno powiedzieć, że to co się dzieje w Strefie Gazy nie dzieje się w naszym imieniu – mówiła Kaja Kędzioł, jedna z organizatorek protestu. – Patrząc na decyzje władz, zarówno Unii Europejskiej, jak i pojedynczych rządów, wygląda to tak, jakby to się działo za naszą zgodą. Izraela nie obowiązują żadne sankcje, nikt nie naciska dyplomatycznie, by blokada humanitarna została przerwana.

Puste garnki jako symbol głodu

Uczestnicy nieśli ze sobą puste garnki – symbol narastającego głodu w Strefie Gazy. Manifestacja miała na celu zwrócenie uwagi opinii publicznej na fakt, że dzieci i dorośli w enklawie umierają z niedożywienia.

– Domagamy się, żeby do Gazy dotarła praktyczna, realna humanitarna pomoc, po drugie

– dodała Kędzioł – żeby Izrael zmierzył się z jakimikolwiek konsekwencjami swoich czynów i łamania prawa międzynarodowego. Domagamy się reakcji władz polskich i Unii Europejskiej.

Według organizatorów brak sankcji wobec Izraela jest formą współudziału w tragedii.

„Potrzebne jest o wiele bardziej jednoznaczne stanowisko, a z drugiej strony nałożenie sankcji. Nie nakładanie sankcji na państwo, które doprowadza do ludobójstwa pewnej etniczności, to tak naprawdę jest współudział. Z tego względu domagamy się nie współpracowania z Izraelem”

- mówi nam nasza rozmówczyni.

„To nasz moralny obowiązek”

Kaja Kędzioł zaapelowała do sumień i podkreśliła, że bierność w obliczu obecnych wydarzeń będzie oceniana przez przyszłe pokolenia.

„Spotykamy się z solidarnością i wyrazami wsparcia. Chcielibyśmy, żeby razem z nami na ulice wyszło więcej osób, bo to jest nasz moralny obowiązek. Jak często zastanawiamy co nasi dziadkowie robili podczas drugiej wojny światowej lub podczas Holokaustu, to tak naprawdę teraz żyjemy w czasach, w których my robimy to, o czym będziemy opowiadać swoim wnukom. Każdy powinien powiedzieć głośno, że to, co się dzieje w Gazie jest ludobójstwem”.

Jednocześnie zaznaczyła, że protest nie ma podłoża religijnego.

„Nasze działania w żaden sposób nie wynikają z jakiegoś potępienia kultury żydowskiej. Z tego względu, że religia nie ma tu żadnego znaczenia. To są określone działania danego państwa na określonym terenie”

- dodała Kaja Kędzioł.

Przypomnijmy, że sytuacja humanitarna w Strefie Gazy staje się coraz bardziej dramatyczna. ONZ wzywa Izrael do poszanowania praw człowieka i zapewnienia dostępu do pomocy humanitarnej. Dyrektor jednego z największych szpitali w palestyńskiej półenklawie, Mohamed Abu Salmija, poinformował ostatnio, że tylko w ciągu trzech dni z głodu zmarło 21 dzieci.