Absurd we Wrocławiu. Nowa mijanka za 5 mln zł wyłączona z użytku. MPK przyznaje: "system nie działa optymalnie"

2025-10-29 12:43

Miało być nowocześnie i bezpiecznie, a jest... po staremu. Zbudowana za 5 milionów złotych mijanka tramwajowa na wrocławskiej Klecinie została tymczasowo wyłączona z użytku zaledwie kilka tygodni po hucznym otwarciu. Motorniczowie otrzymali polecenie, by omijać nowy tor i poruszać się według starych zasad. Powodem jest wadliwie działający system sterowania ruchem.

MPK Wrocław

i

Autor: GE zdjęcie ilustracyjne
  • MPK Wrocław wydało 5 milionów złotych na budowę mijanki tramwajowej, która miała rozwiązać problem zderzeń czołowych.
  • Nowy odcinek torów jest nieużywany, ponieważ system sygnalizacji nie działa poprawnie, a tramwaje nadal jeżdżą "na czołówkę".
  • Motorniczowie MPK Wrocław zostali poinstruowani, aby ignorować nowy tor, co wzbudza pytania o efektywność inwestycji.
  • Dlaczego kosztowna inwestycja stoi pusta i kiedy wrocławskie tramwaje wrócą na właściwe tory?

Wszystko wyszło na jaw pod koniec października, gdy do motorniczych MPK Wrocław trafiła wewnętrzna wiadomość od kierownictwa. Jak ustaliła „Gazeta Wrocławska”, w mailu poinformowano pracowników, że od 27 października „do odwołania” na jednotorowym odcinku wzdłuż ulicy Przyjaźni należy jeździć według zasad obowiązujących przed przebudową.

"W kierunku pętli Klecina podczas przejazdu przy "mijance" nie będziemy wjeżdżać w prawo na nowo wybudowany odcinek toru, tylko jedziemy na wprost" – brzmiała instrukcja. Oznacza to, że nowiutki, 65-metrowy fragment torowiska, który kosztował miasto 5 milionów złotych, stoi obecnie pusty.

Mijanka, która miała skończyć z jazdą "na czołówkę"

Inwestycja przy ulicy Przyjaźni od początku była przedstawiana jako rozwiązanie poważnego problemu. Wcześniej na jednotorowym odcinku prowadzącym do pętli Klecina regularnie dochodziło do niebezpiecznych sytuacji, w których tramwaje jechały wprost na siebie. Aby uniknąć zderzenia czołowego, jeden z pojazdów musiał się wycofywać, co powodowało chaos i opóźnienia. MPK tłumaczyło te incydenty awariami sygnalizacji.

Budowa mijanki trwała od lipca do początku października i miała raz na zawsze wyeliminować ryzyko. Po zakończeniu prac, które pochłonęły 5 mln zł, przewoźnik z dumą ogłaszał w mediach społecznościowych: "Testy techniczne (...) potwierdziły, że wszystko działa bez zarzutu. To oznacza jedno: sprawniejszy i punktualniejszy dojazd na Klecinę".

Rzeczywistość szybko zweryfikowała te obietnice. Już 7 października, a więc zaledwie trzy dni po oddaniu inwestycji do użytku, na feralnym odcinku znów doszło do sytuacji, w której tramwaje jechały naprzeciwko siebie. Sami motorniczowie, cytowani przez lokalne media, przyznawali, że po przebudowie bywało nawet gorzej niż przed nią.

MPK Wrocław tłumaczy: "system nie działa optymalnie"

Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne przyznaje, że problem istnieje. Jak informuje w rozmowie z Gazetą Wrocławską Marta Baluch z biura prasowego MPK Wrocław, przewoźnik zauważył, że system sterowania sygnalizacją świetlną nie funkcjonuje w sposób optymalny.

– Poprosiliśmy wykonawcę, by napisał nowy program obsługujący sygnalizację. Tramwaje kursujące na Klecinę nie będą korzystały z nowego, 65-metrowego odcinka torów aż do całkowitego zakończenia inwestycji – wyjaśnia Marta Baluch.

Przewoźnik podkreśla, że ruch tramwajowy na ulicy Przyjaźni odbywa się normalnie, a pasażerowie nie odczuwają zmian w kursowaniu. Priorytetem ma być teraz jakość wykonania poprawek, a nie tempo prac.

Kiedy tramwaje wrócą na nowy tor?

Naprawa systemu ma potrwać "kwestię kilku tygodni" i jest uzależniona od dostawy niezbędnych komponentów. Dopiero po zakończeniu prac i przeprowadzeniu ponownych odbiorów technicznych tramwaje linii 7 i 17 zaczną korzystać z mijanki zgodnie z jej przeznaczeniem. Do tego czasu inwestycja za miliony złotych pozostanie jedynie kosztowną ozdobą torowiska na Klecinie.

Wrocław Radio ESKA Google News