Interwencję w tej sprawie na samym początku podjął program TVN-u "Uwaga".
Sprawa miała miejsce w Bolesławcu. 16-letnia córka pani Agnieszki zgłosiła się na policję w październiku zeszłego roku. Opowiedziała o przemocy, jakiej miała doświadczać w domu ze strony matki. Od razu podjęto działania. Dziewczynę umieszczono w rodzinie zastępczej, a policja rozpoczęła śledztwo. W jego toku ustalono, że 43-latka dopuszczała się przemocy i molestowania, gdy dziewczynka miała zaledwie 6 lat. We wrześniu zeszłego roku rozpoczął się proces, toczy się za zamkniętymi drzwiami, a na podstawie zeznań nastolatki, oskarżona trafiła do aresztu we Wrocławiu. Tam była dwa miesiące, a wyrok skazujący wydały na nią współosadzone. Zgłaszała, co się działo władzom placówki. Nikt nie reagował.
- Kazały jeść z podłogi, pluły na to jedzenie. Musiałam myć talerz, widelec, łyżkę w sedesie. Groziła, że jak coś powiem, to mnie potnie. Miała stopioną szczotkę do zębów, a w niej było ostrze z maszynki do golenia - mówiła ze łzami w oczach 43-latka w programie "Uwaga".
"Zostałam zgwałcona"
Światło dzienne ujrzało nowe wyznanie pani Agnieszki. Udzielając wywiadu w Onecie wyznaje, że została w areszcie zgwałcona. Na początku, pobita przez dwie współosadzone, próbowała się bronić. Bezskutecznie. Potem jedna z nich staje na czatach, a druga chwyta za butelkę szamponu.
– Zostałam zgwałcona – mówi pani Agnieszka. - Gdy zamykam oczy, widzę twarz tej kobiety, która mi to zrobiła i czuję jej smród.
Agnieszka twierdzi, że o gwałcie opowiedziała trzem osobom. Strażniczce, wychowawcy i psycholożce. – W dokumentacji nie ma po tym śladu. Oni tego nie wpisali. Inaczej w przypadku kontroli mieliby poważne problemy, że nic z tym nie zrobili – mówi bez ogródek radca prawny Wojciech Kasprzyk, pełnomocnik Agnieszki.
Obrońca pani Agnieszki skontaktował się również z jedną z osadzonych w tym więzieniu, aby ustalić, jak traktowana była kobieta.
- Widziałam ją na korytarzu, jak stała z ręką na temblaku, była zapłakana. Nie pierwszy raz była zapłakana. Kilka razy widziałam, jak siedziała na schodach i płakała. Osoby oskarżone o takie przestępstwa są wyzywane i poniżane. To jest tragedia. Taka osadzona w areszcie nie jest już człowiekiem i nieważne, czy to już jest udowodnione – opowiada kobieta. I dodaje: - Słyszałam, jak krzyczały do niej: „Powieś się k…, zdechnij k…” Szczególnie jedna dziewczyna krzyczała do niej, że i tak ją dopadnie, i tak ją dojedzie, i to jeszcze nie koniec.
Pani Agnieszka opowiadała w programie, że była katowana przez inne osadzone przez wiele tygodni. Według niej, mimo wielokrotnych próśb o pomoc, nikt ze służby więziennej nie zadbał o jej bezpieczeństwo. Nie przeniesiono jej do celi monitorowanej.
- Myślałam, że mnie zbiją. Cały czas mnie wyzywały, dogadywały mi, upokarzały mnie, pluły na mnie. Jak przechodziłam, kopały mnie, uderzały taboretem, zabierały mi bieliznę i sikały na ubrania. Czuję, jakby coś we mnie umarło. Nigdy nie będzie już tak jak dawniej – wyznała kobieta.
Wszystko wskazuje na to, że kobieta jest niewinna. Czy musiała trafić do aresztu?
Na zlecenie oskarżonej 43-latki przeprowadzono badanie wariografem. Jak przekazał "Uwadze" jej obrońca, wynika z niego jednoznacznie, że matka nie biła i nie molestowała córki. Podobnego zdania jest ojciec nastolatki. Uważa, że to pomówienia i zemsta za to, że... zabrano jej telefon komórkowy. Matka jednak trafiła do Zakładu Karnego nr 1 we Wrocławiu na dwa miesiące tymczasowego aresztu. Aktualnie przebywa już w domu, a jej proces niedługo się zakończy.
Polecany artykuł: