Aleksandra z Wrocławia poddała się zabiegowi wytatuowania sobie gałek ocznych w kwietniu 2017 r. Miało to miejsce w salonie tatuażu w Warszawie. Wcześniej dziewczyna przeczytała w internecie, że tego typu zabieg nie jest szkodliwy dla zdrowia i nie powinny wystąpić żadne komplikacje po jego wykonaniu. Niestety, stało się inaczej.
Poszła wytatuować sobie oczy i straciła wzrok. Pozwała salon
Podczas tatuowanie sobie gałek ocznych Aleksandra mówiła tatuażyście, że nie widzi na prawe oko. Piotr A. uspokoił ją jednak, że jest to całkiem naturalne i tak właśnie reaguje oko na świeży tatuaż. Zalecił okłady i środki przeciwbólowe. Niestety mimo zaleceń dziewczyna wkrótce zaczęła tracić wzrok także w drugim oku.
Potrzebna była interwencja i pomoc lekarzy. Zadecydowali, że muszą usunąć jedno z jej oczu i zastąpić implantem. Dziewczyna postanowiła zbierać środki na leczenie, które miało pomóc odzyskać wzrok w drugim oku, które dziś reaguje jedynie na światło. Jednak okazało się to daremne. Gałka oczna została trwale uszkodzona, a powodem utraty wzroku był użyty przez Piotra A. tusz.
Polecany artykuł:
Sprawa trafiła do sądu. Aleksandra pozwała salon. Prokuratura postawiła tatuażyście z Warszawy dwa zarzuty: nieudzielenia pomocy poszkodowanej w czasie zabiegu oraz spowodowanie uszczerbku na zdrowiu w postaci trwałego kalectwa.
W grudniu 2022 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli I instancji wydał wyrok w sprawie Piotra A., który wykonywał zabieg. Tatuażysta miał zapłacić Aleksandrze 150 tys. zł odszkodowania oraz wykonać prace społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie przez rok. Oskarżyciele złożyli jednak apelację.
W wyroku II instancji sąd skazał tatuażystę na karę finansową 200 tysięcy złotych odszkodowania. Wyrok jest prawomocny.