Święto 11 listopada w czasach PRL-u
Pierwsze obchody 11 listopada zostały zorganizowane przez władzę komunistyczną już w 1944 r. Polska Partia Robotnicza oraz Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego korzystały z okazji, aby podkreślić przywiązanie do patriotycznych tradycji.
Wówczas program obchodów Święta Niepodległości przewidywał, że w każdej miejscowości, szczególnie na wsiach, będzie można odczuć, że jest to święto całego narodu. Miały się odbyć:
- wieczorne przemarsze z pochodniami i śpiewaniem pieśni żołnierskich;
- nabożeństwa;
- defilady garnizonów wojskowych, milicji, straży pożarnej i młodzieży szkolnej;
- akademie zakończone częścią artystyczną.
Szczególny nacisk kładziono na dekorację miast. W wielu dokumentach relacjonujących przebiegi tych obchodów pojawiają się opisy, że ludzie zbiorowo płakali w czasie uroczystości. Było to najprawdopodobniej spowodowane tęsknotą za narodowymi symbolami po sześciu latach okupacji.
W kolejnych latach jednak obchody 11 listopada musiały ustąpić rocznicy rewolucji październikowej. Osoby sławiące geniusz Lenina i Stalina komentowali: „zgubną dla kraju politykę ówczesnego rządu polskiego, opanowanego przez reakcję [której] imperialistyczne dążenia na wschód nie pozwoliły na przyjęcie podanej przyjacielsko ręki ani w roku 1918 ani w roku 1939”. W taki sposób Święto Niepodległości zostało skazane na zapomnienie.
Po 1956 r. Polacy odzyskali prawo do pamięci o wydarzeniach z 1918 r., jednak w ograniczonym stopniu. Można było jedynie napisać okolicznościowy artykuł w gazecie, że w historii istnieje takie odległe wydarzenie historyczne. Zakazane było natomiast jakiekolwiek manifestowanie przywiązania do tej daty. W 1970 r. Stefan Kisielewski zanotował w swoim dzienniku: „Na 11 listopada w prasie nie było ani złamanego słówka, że to przecież rocznica odrodzenia państwowości polskiej".
Z czasem jednak inicjatywę przejęła rodząca się opozycja. W 1978 r. Wojciech Ziembiński, Leszek Moczulski i Andrzej Czuma z Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela zapoczątkowali tradycję niezależnych obchodów Święta Niepodległości. Prasa podziemna informowała o organizowanych manifestacjach. Reakcje partii opisywał w swoim dzienniku Mieczysław Rakowski:
„Nasze władze były, jak mi powiedział Kąkol, dość przerażone. Zrozumiały dlaczego, zarówno w tym przypadku, jak i we wszystkich innych niezawodnie dominuje strach. Swoją drogą wyobrażam sobie wściekłość aparatczyków typu Łukaszewicza i kilku innych, którzy chętnie rozprawiliby się z tymi "antysocjalistycznymi elementami" i z radością zafundowaliby im procesy sądowe […] Dzisiaj wieczorem razem Passentem i Urbanami wybraliśmy się na plac Zwycięstwa. Po godzinie 19 panował tam jeszcze spokój. Gdy wychodziliśmy z hotelu "Victoria", w mgnieniu oka przez plac przeciągnął tłum ludzi. Na płycie przed Grobem Nieznanego Żołnierza znalazło się chyba nie więcej, jak dwa tysiące ludzi, a może nawet mniej. Passent relacjonował mi później, że wznoszono okrzyki: "Niech żyje prymas", "Niech żyje wolne harcerstwo", "Niech żyje niepodległa Polska", "Chcemy prawdy o Katyniu", "Nie ma chleba bez wolności". Jakiś starszy pan powiedział: 38 lat czekałem na tę chwilę”.
W następnych latach niezależne obchody były brutalnie rozbijane przez ZOMO. Jedynie w latach 1980-1981 władze musiały pozwolić na manifestacje organizowane przez "Solidarność".
Pod koniec lat 80. XX w. władze nieoczekiwanie zaczęły ostentacyjne celebrowanie 11 listopada. Z okazji 70. rocznicy dygnitarze m.in. składali kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza.
Źródło: Muzeum Historii Polski
Zobacz, jak obchodzono 11 listopada w czasach PRL-u
Polecany artykuł: