Powódź 1997. 10 tysięcy osób broniło wrocławskiego zoo przed wielką wodą
W lipcu 1997 roku Wrocław walczył z katastrofalną powodzią. W wyniku obfitych opadów deszczu, które miały miejsce w górnej Odrze w dniach 4–8 lipca duża część Wrocławia została zalana. Poziom Odry podnosił się błyskawicznie, a powodem tego była bardzo duża ilość wody, która wpadała do tej rzeki. W efekcie woda zalała niemal 40 procent Wrocławia, a skutki powodzi dotknęły około 200 tysięcy mieszkańców. Niestety, tylko w samym Wrocławiu utonęły 4 osoby. Mnóstwo ludzi straciło dobytek całego życia.
Pod wodą znalazła się m.in. wrocławska oczyszczalnia ścieków, archiwum sądowe, czy wysypisko śmieci na Maślicach. Zalane zostało osiedle Kozanów, gdzie woda sięgnęła wysokości kilku metrów. Podtopione zostały Opatowice. Kilka dni przed nadejściem wielkiej wody, wrocławskie zoo przygotowywało się na najgorsze. Oprócz pracowników zoo w zabezpieczaniu ogrodu brali udział także mieszkańcy Dąbia, Biskupina, Sępolna, Bartoszowic, Zalesia i Zacisza.
- Mieszkańcy Sępolna i Biskupina zdawali sobie sprawę, że jeśli puszczą wały przy zoo, ich osiedla zostaną zalane. Dlatego wolontariusze tłumnie przychodzili z pomocą. Ocenialiśmy, że 10 tysięcy osób przyszło ratować nasze zoo – wspomina Ewa Piasecka, starszy specjalista ds. współpracy z zagranicą.
To była wielka mobilizacja. Proboszcz Stanisław Golec z kościoła przy ul. Wittiga wzywał mieszkańców do obrony ogrodu zoologicznego. „Pomodlić możemy się kiedy indziej, teraz bierzcie łopaty i gumowe buty i idźcie ratować zoo” – mówił cytowany przez ZOO we Wrocławiu.
Budowali wały, tragedia wisiała na włosku
Jak informuje wrocławskie zoo, pierwsze działania związane z obroną ogrodu rozpoczęły się 6 lipca. - Zalane zostały wybiegi zwierząt, głównie w Starej Części zoo, między innymi wybieg pum. Deszcz przeciekał przez okna i dach pawilonu Małych Ssaków. Woda przesączała się przez wał od strony Odry. W zagrożonych zalaniem wybiegów sąsiadujących bezpośrednio z wałem przeciwpowodziowym ewakuowano konie i sitatungę. W kolejnych dniach przeniesiono mary patagońskie, kangura, bantengi, lamy i kuce, borsuki, rysie, lisy i jenoty. Potem zalane zostały wybiegi nilgau i koników polskich, danieli, jeleni, saren i dzików – czytamy w komunikacie zoo.
Sytuacja w ZOO we Wrocławiu była dramatyczna. Umacniane były wały za zoo i Jazem Szczytnickim. Woda wlewała się do ogrodu poprzez odpływy kanalizacyjne. Każdego dnia ewakuowano zwierzęta. Piwnice terrarium, pawilonu goryli i innych pawilonów powoli były zalewane wodą. Jak wspominają pracownicy wrocławskiego zoo, fala kulminacyjna dotarła do samego szczytu wału za zoo, a do przelania zabrakło dosłownie kilku centymetrów. Przez kolejne tygodnie trwała obrona ogrodu zoologicznego we Wrocławiu.
- Poziom wody opadł względem fali kulminacyjnej, ale nadal był wysoki. Wały były zagrożone i wciąż musiały być umacniane 2-3 rzędami worków – przypominają pracownicy zoo.
„Woda zerwała skarpy, szumiała i rwała”
Mieczysław Michalak, reporter Gazety Wyborczej i autor archiwalnych zdjęć, które trafiły na wystawę wrocławskiego zoo tak wspominał huk wody przelewającej się przy jazie za zoo.
– Różnica między powodzią na Sępolnie i Bartoszowicach, a w zoo, była taka, że tam przyszła ona cicho. Woda spokojnie sobie płynęła, choć stopniowo się podnosiła. W zoo zerwała skarpy, szumiała i rwała. Gdy potem stałem o północy na wale na Sępolnie, była taka cisza, że zastanawiałem się, czy jest ta powódź, czy nie – opowiadał Mieczysław Michalak, cytowany przez ZOO we Wrocławiu.
Fotoreporter wspominał także, że ludzie pracujący przy umacnianiu wału za zoo byli przywiązywani linami do drzew, by nie porwał ich nurt. Liny pochodziły z wybiegu dla małp.
Oprócz pracowników zoo i mieszkańców później do akcji obrony ogrodu wkroczyło wojsko i śmigłowce. Wojskowe helikoptery lądowały na boisku Ślezy, transportowały worki do Jazu Szczytnickiego w okolice cypla między Odrą i Starą Odrą (w pobliżu dzisiejszego baru ZaZoo Beach Bar).
22 lipca startujący z hukiem ze stadionu helikopter, przestraszył zebrę, która spłoszyła się i uderzyła w przeszkodę skręcając kark. Wybieg zebr znajdował się wtedy bowiem przy stadionie, tam gdzie obecnie mieszkają watussi. Zwierzę było na szczęście jedyną ofiarą powodzi we wrocławskim zoo.