Ewa zdecydowała się na podróż do Chile i Peru pod koniec lutego. Poleciała tam ze znajomymi. Ale wtedy, pod koniec lutego - jak wspomina - nic nie wskazywało na tak dramatyczny rozwój sytuacji związanej z pandemią (przypomnijmy: pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem w Polsce wykryto dopiero 4 marca).
Ewa wraz ze znajomymi z Chile pojechała na kilkudniową wycieczkę do Peru. Polacy mieli wrócić z powrotem do Chile, ale... nie zdążyli. W Peru jest na razie 363 zakażonych, ale władze tego kraju od razu podjęły drastyczne środki. Zamknięto granice.
- Tu nie jest tak jak w Polsce, że najpierw wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, potem stan epidemii i do tych wszystkich obostrzeń można się było przygotować. Tu to wszystko działo się w ciągu czterech godzin. Zamknięto granice, wprowadzono zakaz przemieszczania się. W internecie krąży filmik, jak policja ściga człowieka, który wyszedł tylko wynieść śmieci - opowiada Ewa z Wrocławia. - Na domiar złego dziś zamknięto lotnisko w Limie. Jedyne lotnisko, które mogłoby obsługiwać turystów i na które mógłby po nas przylecieć samolot. Ruch lotniczy, kolejowy i morski jest wstrzymany. Teraz czynne jest tylko lotnisko wojskowe, ale to, czy polski Dreamliner będzie mógł na nie przylecieć, zależy od tego, czy rząd polski i peruwiański dogadają się między sobą. Owszem, na stronie Lot do domu są loty z Rio, ale co nam po nich, skoro granice są zamknięte?
Jeszcze w gorszej sytuacji są Polacy, którzy przebywają w innych miastach niż stolica Peru. Ze względu na zakaz przemieszczania się, mogą mieć problem, by dotrzeć do Limy, a tylko stąd będzie można, choć wciąż nie wiadomo kiedy, zabrać ich samolotem do Polski.
Ewa też miała podobny problem. Na dzień przed tym, jak wprowadzono w Peru zakaz przemieszczania się, była w Cusco - mieście w południowej części kraju. W ostatniej chwili wraz ze znajomymi podjęła decyzję, by ruszyć taksówką w stronę Limy.
- Jechaliśmy taksówką 20 godzin, zapłaciliśmy majątek, ale nie o pieniądze tu chodzi. To była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy wtedy podjąć. Po prostu chcemy wrócić do domu - dodaje Ewa.
Po ulicach miast Peru krąży wojsko, które sprawdza, czy obywatele oraz turyści przestrzegają zakazu przemieszczania się, sytuacja jest trudna.
Ambasada Polski w Limie zapewnia, że lot się odbędzie, ale kiedy? Tego na razie nie wiadomo. Na fanpage'u ambasady możemy natomiast przeczytać, że ostateczna decyzja o terminie lotu zależy nie od Polski, a od władz Peru (jest to związane z nowym dekretem wprowadzonym przez peruwiańskie władze).
Oprócz tego tak długie połączenie wymaga międzylądowania, co wiąże się z dodatkowymi ustaleniami. Niemniej, w porozumieniu z władzami Peru oraz LOT-em usiłujemy wypracować kompromis, który pozwoli na jak najszybszą realizację lotu. Działania w tej sprawie – zgodne z nowymi zarządzeniami - zostały już przez nas podjęte
- czytamy w komunikacie polskiej ambasady. Przedstawiciele polskiej ambasady apelują również, by terminu lotu nie sprawdzać na stronie Lot do domu, bo na razie rejs nie będzie na niej wyświetlany.