Po przegranym 1:3 meczu z Legią Warszawa kibice Śląska Wrocław mogą być już niemal pewni spadku. Matematyczne szanse na utrzymanie wciąż pozostają, jednak scenariusz, w którym WKS pozostanie w ekstraklasie, ociera się już o fikcję. Choć wielu chciałoby wierzyć, że po spadku WKS z marszu stanie się faworytem do awansu i powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej, to piętrzące się obecnie problemy, a także wizja przyszłych kłopotów, które czekają na Śląsk, mogą okazać się przeszkodą nie przejścia. Czy misja "utrzymanie" miała w ogóle sens?
Duża inwestycja, aby utrzymać się w ekstraklasie
Przypomnijmy, że Śląsk Wrocław, mimo fatalnej rundy jesiennej, o utrzymanie postanowił zawalczyć. Najpierw, na cztery kolejki przed przerwą zimową zwolniono trenera Jacka Magierę, którego tymczasowo zastąpił trener rezerw, Michał Hetel. Po jego nieudanej próbie ratowania sezonu, zatrudniono Ante Simundzę - uznanego zagranicznego szkoleniowca, za którego usługi trzeba było sporo zapłacić, jednak gwarantował on pewien poziom. W momencie, gdy Simundza obejmował Śląsk, sytuacja była bardzo trudna, jednak przy odpowiednich ruchach możliwa do odratowania. Tylko właśnie - odpowiednie ruchy musiały zostać poczynione, tymczasem przed obozem przygotowawczym nowy szkoleniowiec dostał tylko jednego nowego piłkarza, Marca Llinaresa.
W trakcie przygotowań w Hiszpanii do klubu dołączył również Assad Al-Hamlawi, a już podczas rundy wiosennej przyszli Jose Pozo oraz Henrik Udahl. Abstrahując od dyskusji o jakości tych zawodników, to symptomatyczny jest fakt, że do tej pory nie dopasowali się oni do układanki trenera, a nie wszyscy są nawet przygotowani do gry w drużynie. Nie chodzi tu o przygotowanie fizyczne, ale przede wszystkim o zgranie i znajomość z resztą składu. Poczynione tak późno transfery praktycznie wykluczyły Śląsk z możliwości punktowania w najważniejszym dla klubu okresie. Tylko w przypadku szybko złapanej serii zwycięstw WKS mógłby liczyć się w walce o utrzymanie w ekstraklasie, jednak czas ten został zwyczajnie przespany. Czy wobec tego finalizowanie tych ruchów miało w ogóle jakikolwiek sens?
Śląskowi nie można zarzucić, że nie próbuje. Można zarzucić, że próbuje za późno
Reasumując, z czterech zimowych transferów, trzy wydarzyły się zdecydowanie za późno - w momencie, gdy wiadome już było, że klubowi mogą pomóc, ale dopiero za kilka tygodni, gdy kwestia walki o utrzymanie zostanie już rozstrzygnięta. Czy w takim momencie nie trzeba było schować dumy w kieszeń, pogodzić się z porażką i przygotować na sezon w pierwszej lidze? Czy zatrudnienie specjalisty, jakim jest trener Simundza, a następnie niezapewnienie mu jakichkolwiek możliwości do pracy, miało sens?
Obecnie WKS znajduje się w sytuacji, w której na niemal 100% może być pewny nie tylko spadku, ale też konieczności kolejnej przebudowy i rozpoczęcia od zera w przyszłym sezonie. Niemożliwym jest pozostanie trenera Simundzy w Śląsku, ponieważ na 1. ligę będzie on zwyczajnie zbyt drogi, nie mówiąc już o poziomie i ambicjach szkoleniowca, które z pewnością sięgają wyżej, niż druga klasa rozgrywkowa w Polsce. Rewolucja w Śląsku będzie przeprowadzana więc przez trenera, który nie zna nawet kadry WKS-u. Kadry, z której trzeba będzie przecież pozbyć się może nawet połowy zawodników. Kto ma podjąć te decyzje? Kto będzie za nie odpowiedzialny? Czy można będzie zaufać dyrektorowi sportowemu, który przespał już jedno okienko transferowe? Kogo pozostawić w klubie, a z kim się pożegnać? Pytania przed przyszłym tylko się mnożą, a odpowiedzi brakuje i nie zapowiada się, abyśmy w najbliższym czasie mieli je poznać.
Czy próba panicznej walki o ekstraklasę była wobec tego złym pomysłem? Ocenianie tego po fakcie właściwie nie ma sensu - gdybyśmy w momencie podejmowania decyzji znali jej skutki, to z pewnością można byłoby stwierdzić, że nie, jednak wówczas okoliczności były inne. Ocenić możemy za to nie decyzję, a poczynione przy niej kroki, które są jedną z wielu składowych obecnego obrazu klubu. Śląsk Wrocław spada z ligi, a to dopiero początek problemów WKS-u. Niestety, ale zatrudnienie trenera Simundzy na pół roku i sprowadzenie czterech niespecjalnie wyróżniających się piłkarzy, którzy na dodatek najpewniej nie pozostaną w klubie w razie spadku, tylko te problemy pogłębia.
