Czy dobrą formą autopromocji jest wykłócanie się z kibicami Śląska o to, czy klub powinien po prostu upaść? To okaże się najpewniej dopiero podczas wyborów, jednak kandydatowi na prezydenta Wrocławia, Robertowi Suligowskiemu, trzeba oddać jedno. Trzymając się swojej opinii twardo ruszył na bój z sympatykami WKS-u. Czy starcie to wygrał? To już oceńcie sami.
Kim jest Robert Suligowski?
Choć kandyduje na stanowisko prezydenta Wrocławia, w jego życiorysie powiązań ze stolicą Dolnego Śląska nie jest wcale aż tak wiele. Robert Suligowski, jak sam podkreśla, jest rodowitym gdańszczaninem. Oprócz tego ukończył Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytet Europejski Viadrina we Frankfurcie nad Odrą i Uniwersytet w Uppsala (Szwecja). Z wykształcenia jest radcą prawnym, a w wyborach na prezydenta startuje z ramienia Partii Zieloni.
Kandydat na prezydenta Wrocławia starł się z kibicami Śląska
Wszystko zaczęło się od wpisu na Twitterze Roberta Suligowskiego. Polityk, jako część swojego programu, ustanowił zajęcie się kwestią Śląska Wrocław. Klub mierzy się ostatnio z problemami na różnych płaszczyznach, przez co stał się dosyć częstym obiektem narzekań.
"Śląsk Wrocław jest finansowym bankrutem, żyjącym z kroplówki z naszych podatków. Bez nadziej na poprawę. Lądowiskiem dla politycznych bankrutów, jak były Prezes TBS Wrocław. Utrzymującym przez wiele miesięcy dwóch trenerów, których dawno zwolnił. Płacenie dorosłym ludziom dziesiątek tysięcy złotych za nicnierobienie, przy jednoczesnym cięciu wydatków na ślepo, bo nie ma pieniędzy, bo rząd, bo COVID. Dość. Jak dla mnie, może wchodzić syndyk, skoro nie ma chętnych na sportowego bankruta" - twierdzi Robert Suligowski.
Z częścią argumentów trudno się nie zgodzić - Śląsk rzeczywiście na utrzymaniu ma trzech trenerów ekstraklasowego zespołu, wśród których aktywnie pracuje tylko jeden, jednak najbardziej kontrowersyjna wydaje się ostatnia część wypowiedzi Suligowskiego. Zapowiadanie wejścia syndyka jest równoznaczne z tym, że zdaniem kandydata na prezydenta Wrocławia, upadek i ogłoszenie upadłości WKS-u nie jest problemem.
Kibice Śląska w ostrej dyskusji z Suligowskim
Pod postem kandydata na prezydenta Wrocławia rozgorzała dyskusja, która choć początkowo przebiegała jeszcze całkiem spokojnie, dosyć szybko przeistoczyła się w małą bitwę. Robert Suligowski w pewnym momencie stwierdził, "wyobrażam sobie Wrocław bez WKS-u. Bez chodników nie". O ile do tego momentu potyczka była jeszcze całkiem wyrównana, o tyle później można było odnieść wrażenie, że jedna ze stron trochę się zagubiła.
Kibicom nie spodobała się wizja Wrocławia bez Śląska Wrocław i trudno się im tu dziwić. Mówimy wszak o 76 latach tradycji i historii, która przyjezdnego polityka z Gdańska niespecjalnie obchodzi. Dodatkowo Suligowski atakuje kibiców, którzy jego zdaniem nie chodzą na mecze WKS-u. Spoglądamy na portal ekstrastats.pl, sprawdzamy średnią frekwencję - Śląsk plasuje się pod tym względem na szóstym miejscu w lidze, gromadząc średnio ok. 10 000 osób na meczu, co w obliczu mizernego sezonu i nudnej gry zawodników jest wynikiem solidnym.
Życzeniowym myśleniem klubu się nie sprzeda
Oczywiście, to nie jest tak, że pierwszą rzeczą, jaką zrobiłby Suligowski, to zrównanie Śląska z ziemią. Jego postulaty dotyczące sprzedaży stadionu oraz klubu są jednak na tyle życzeniowe, że trudno nawet wyobrazić sobie opisywaną przez polityka sytuację.
Niezależnie od strony, którą w tym sporze obierzemy, cieszyć może fakt, że dyskusja, choć momentami była ostra, przebiegała w sposób kulturalny. Twitter nie jest platformą ku temu sprzyjającą i niestety dosyć często znaleźć tam możemy obelgi i wyzwiska. W tym przypadku obie strony rozeszły się z innymi zdaniami, lecz pokojowo.
Polecany artykuł: