Byłem na meczu koszykarskiego Śląska i się zakochałem. O świetnej społeczności słów kilka

i

Autor: Jakub Luberda

Byłem na meczu koszykarskiego Śląska i się zakochałem. O świetnej społeczności słów kilka

2023-02-13 15:18

Choć WKS Śląsk Wrocław przegrał swój ostatni mecz z Czarnymi Słupsk, to zdecydowanie nie żałuję wybrania się na to spotkanie. Na trybunach atmosfera była świetna, a wokół boiska biegać i bawić się mogły również dzieci. To doświadczenie zupełnie inne niż mecz piłki nożnej, bardziej pozytywne, choć, akurat w tym przypadku, nieco mniej emocjonujące.

Śląsk Wrocław ma swoje problemy, zarówno piłkarze, jak i koszykarze, w bieżącym sezonie grają trochę poniżej oczekiwań kibiców. W przypadku tych pierwszych sytuacja wydaje się rozwojowa - drużyna zdaje się rozwijać i łapać wspólny język, choć wciąż zdarzają się jej wstydliwe wpadki, jak przegrane derby z Zagłębiem Lubin. Jeśli chodzi natomiast o koszykarzy, to po doskonałym początku sezonu przyszła zadyszka, która trwa już dosyć długo i może kosztować WKS walkę o mistrzostwo. Atmosfera na trybunach Hali Stulecia jest jednak diametralnie inna niż na Tarczyński Arenie. Mimo, że część kibiców powtarza się na obu tych obiektach. 

Sympatycznie zaczęło się robić jeszcze przed meczem

Przed rozpoczęciem spotkania, gdy spiker witał na stadionie wszystkich kibiców, doszło do pierwszej niespodziewanej, a bardzo przyjemnej sytuacji. Jeden z kibiców zabrał na mecz swojego tatę, który po raz pierwszy w życiu wybrał się na mecz koszykówki w Hali Stulecia, a byli z nim syn - wspomniany kibic - oraz wnuki, które przyjechały do dziadka na ferie. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że z głośników ponownie wybrzmiał głos spikera, który 73-latka z rodziną przywitał indywidualnie. Tego momentu z pewnością nigdy nie zapomni, a jego reakcję możecie zobaczyć na poniższym nagraniu. 

Kibice wspierają Śląsk przez cały mecz, nawet mimo niepowodzeń

Gdy rozpoczęło się spotkanie, duże wrażenie zrobić mogła strefa kibica, którą słychać było od pierwszej do ostatniej minuty. Jest to jednak pewien standard we Wrocławiu - ekstraklasowy Śląsk, mimo, że nie wypełnia swojego stadionu, również ma głośnych kibiców, ale urzekł mnie sposób, w jaki doping w Hali Stulecia był prowadzony. Był on po prostu kulturalny. Najbardziej zaskakujący był dla mnie moment, którego na piłkarskich stadionach wcale nie jest łatwo doświadczyć.

Jeden z zawodników WKS-u, Łukasz Kolenda, w pierwszych dwóch kwartach spotkania był wyjątkowo nieskuteczny. Próbował rzutów wiele razy - z bliskiej odległości, za trzy punkty, po indywidualnych akcjach, ale też zespołowych, jednak po prostu nic nie chciało wpaść do kosza. Jego gra była frustrująca - każde kolejne pudło nakręcało go na próbę przełamania złej serii, co skutkowało kolejnymi złymi zagraniami. Z trybun nie usłyszałem jednak buczenia, niezadowolenia, ani gwizdów. Usłyszałem, jak kibice zaczęli w ramach wsparcia skandować jego nazwisko.  

Mecze koszykarskiego Śląska to po prostu świetna zabawa

Nie będę ukrywał, że nie był to mój pierwszy mecz koszykarskiego Śląska. W minionym sezonie byłem na trybunach podczas meczów z europejskimi drużynami, a także na ligowych starciach. Byłem również na finale z Legią, także miałem pewne wyobrażenie na temat tego, czego mogę się podczas sobotniego spotkania z Czarnymi Słupsk spodziewać. Nie zaskoczyły mnie liczne konkursy, wywoływanie kibiców na parkiet, tańczące cheerleaderki, skoczna muzyka i żyjący meczem spiker, jednak dalej robi to na mnie pozytywne wrażenie. 

Zaskoczyło mnie za to coś, czego wcześniej nie udało mi się zaobserwować. Mecze Śląska to świetna zabawa dla dzieci. Naprawdę, na spotkania WKS-u można przychodzić całymi rodzinami, mając pewność, że nie będą się one nudzić. Tak jak od pierwszej do ostatniej minuty prowadzony był doping, tak od pierwszej do ostatniej minuty dzieci szalały wokół boiska, bawiąc się balonami, piłkami, albo podziwiając chętne poświęcić młodym widzom trochę uwagi klubowe maskotki. Nie ma strachu, że z trybun usłyszą coś o tym, co kibice chcą zrobić z PZPN-em, bo jak już wspomniałem, doping na meczach jest kulturalny. 

Koszykarski Śląsk jest jak telenowela

Najlepsze w śledzeniu wyników ulubionej drużyny jest to, że można żyć tym jak telenowelą. W meczu z Czarnymi, mimo porażki, ciekawie oglądało się pierwsze ligowe minuty dla jednego z nowych zawodników, Vasy Pusicy. Następne spotkanie będzie już pewnie debiutem D.J. Mitchella. Każde kolejne starcie jest jak nowy odcinek telenoweli. Czy warto ją śledzić? Moim zdaniem warto i serdecznie zachęcam, żebyście również to zrobili.

Na sam koniec chciałbym zaznaczyć, że nie chodzi mi tu o wychwalanie atmosfery w Hali Stulecia nad tą na Tarczyński Arenie, a raczej na nakreśleniu, że są one różne. To dwa doświadczenia, z których ani jedno, ani drugie nie jest lepsze czy gorsze. Są po prostu inne i gwarantują inne emocje. Mecz koszykarskiego Śląska nie po raz pierwszy ujął mnie pozytywną, rodzinną atmosferą, podczas gdy starcia piłkarzy WKS-u, przynajmniej w mojej opinii, niosą ze sobą większy ładunek emocjonalny, szczególnie gdy cały stadion wspólnie cieszy się ze strzelonego gola.