Powodem tak licznych zamknięć restauracji najczęściej jest nieustanny wzrost kosztów utrzymania takiego lokalu przez właściciela. Przedsiębiorcy coraz głośniej mówią o absurdalnych podwyżkach, które zabijają ich interesy. Prowadzenie własnej restauracji coraz częściej bywa po prostu nierentowne.
Specyfika wrocławskiego rynku a zamknięcia restauracji
O umierającej gastronomii we Wrocławiu postanowiliśmy porozmawiać z człowiekiem, który branżą tą zajmuje się od wielu lat. Andrzej Dobek jest właścicielem klubokawiarni na wrocławskim rynku oraz prezesem stowarzyszenia Nasz Rynek, które zrzesza wrocławskich restauratorów.
"Rynek wrocławski i ogólnie Stare Miasto są dosyć specyficzne. Tutaj nie widać do końca tego wszystkiego, co dzieje się w całej Polsce. Żeby pojawiło się jakieś światełko w tunelu, mogę powiedzieć, że tu nigdy dobrze nie było. Państwo wykorzystuje sytuację monopolisty, cały czas podnosząc nam kolejne opłaty, przechodząc na podatki pośrednie - prąd, gaz, woda, śmieci" - mówi nam Andrzej Dobek.
Abstrakcyjne wzrosty cen dla wrocławskich restauracji
Choć często mówi się o stale rosnących kosztach, to rzadko kiedy poznajemy konkretne liczby, które mogłyby zobrazować nam skalę zachodzącego zjawisko. Jak mówi Andrzej Dobek, w tej chwili wrocławskie lokale za sam wywóz śmieci, który wzrósł niemal pięciokrotnie, muszą płacić ok. 2000 zł.
"To nierealne, niczym niepokryte wzrosty cen. Oferowany przez naszego monopolistę prąd jest w wyższej cenie, niż na giełdach światowych. Podobnym przykładem było taniejące na świecie paliwo, gdy w Polsce jego cena się nie zmieniła. Z przykrością obserwujemy, że ludzie, którzy chcą prowadzić swoją działalność, nie są w stanie utrzymać swoich biznesów. Od zawsze jesteśmy traktowani jak skarbonki" - dodaje Andrzej Dobek.
Gastronomia to zderzenie z instytucją państwa
Przy wątku wchodzących do gastronomicznej branży osób nasz rozmówca zatrzymał się nieco dłużej, podkreślając, jak trudno jest otworzyć swój biznes i nie zbankrutować.
"Człowiek, który chce zacząć przygodę z własnym biznesem, często zaczyna od gastronomii. Kiedy zderza się w pewnym momencie z instytucją państwa, kończy się to najczęściej tragedią, zadłużeniem i niezrozumieniem tego, co się dookoła dzieje. Zauważamy, jako zrzeszenie, że większość osób nie jest w stanie wyrobić nawet na podstawowe koszty" - komentuje Andrzej Dobek.
To dopiero początek końca wrocławskiej gastronomii
Choć chcielibyśmy temat ten zakończyć pozytywnym akcentem, to Andrzej Dobek nie pozostawia nam żadnych złudzeń. Wzrastająca liczba zamknięć restauracji jest dopiero początkiem, a wrocławska gastronomia, przynajmniej ta lokalna, wychodząca od mniejszych przedsiębiorców, po prostu umiera.
"Same opłaty za śmieci kształtują się w okolicy 2000 zł. Jeśli doliczymy czynsz, zakupy, całą resztę, to gdzie jest rentowność? To pokazuje nam, że jesteśmy dopiero na początku exodusu. Firmy będą uciekać, a ludzie będą się bronić, by do końca życia nie zostały im długi. Ludzie będą uciekać, widząc, że mogą nie dotrwać nawet do końca sezonu, jeśli chodzi o koszty" - zakończył Andrzej Dobek.
Polecany artykuł: