Afera w Szczawnie-Zdroju. Ksiądz postawił ogrodzenie. Mieszkańcy: nie możemy dojechać do domu

i

Autor: Pexels.com/pixabay.com zdj. ilustracyjne

Dolny Śląsk

Afera w Szczawnie-Zdroju. Ksiądz postawił ogrodzenie. Mieszkańcy: nie możemy dojechać do domu

2025-02-13 13:53

W Szczawnie-Zdroju na Dolnym Śląsku jest afera. Mieszkańcy twierdzą, że ksiądz zagrodził im dojazd do posesji, a przez to służby nie mogły dojechać do budynku, w którym wybuchł pożar i zginęła jedna osoba. Ksiądz z kolei tłumaczy, że sprawa jest załatwiona, a on sam stał się ofiarą mieszkańców.

Ksiądz postawił ogrodzenie. Mieszkańcy protestują, bo nie mogą dojechać do domu

Wszystko zaczęło się w 2013 roku, kiedy proboszcz parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Szczawnie-Zdroju kupił od gminy działkę i rozpoczął budowę kościoła. Przez długi czas nie było żadnych konfliktów, aż do 2024 roku. Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, przed świętami Bożego Narodzenia, mieszkańcy jednej z posesji przy ul. Baczyńskiego zostali nagle odcięci od drogi dojazdowej do domu. Na terenie dawnej drogi zamontowana została siatka ogrodzeniowa i brama. Portal donosi, że ksiądz nie konsultował tego z mieszkańcami.

– Żyliśmy obok siebie, a łączyła nas droga, którą można było dojść do naszego domu i do kościoła od strony Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju. I nagle, z dnia na dzień tuż przed świętami Bożego Narodzenia, zostaliśmy bez możliwości dojazdu do naszego domu

– powiedzieli mieszkańcy posesji „Wyborczej”.

Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta, gdy w styczniu tego roku doszło do pożaru w jednym z mieszkań. Z informacji, do których dotarł portal wynika, że mężczyzna dostał zawału i upadł na suszarkę, a ta spadła na piecyk, co wznieciło ogień. Straż pożarna nie mogła dojechać do posesji przez ogrodzenie. Strażacy w końcu gasili ogień z ulicy, z odległości kilku metrów. Pożar nie był wielkich rozmiarów, ale niestety mężczyzna zmarł, ponieważ udusił się dymem.

Mieszkańcy postanowili stworzyć sobie prowizoryczną drogę do domu, niszcząc ogródki i tuje, wysypali żwir. Teren zaczął się jednak zapadać. Jak twierdzą, w ciepłe dni nie da się przejechać, a ciężki pojazdy mogą ugrzęznąć.

Kuria twierdzi, że nie naruszono granic, prokuratura umorzyła sprawę

Sam proboszcz w rozmowie z dziennikarką uważa, że stał się ofiarą mieszkańców i mediów, a sprawa jest załatwiona, polecił też skontaktowanie się z kurią. O sytuacji zaalarmowana została świdnicka kuria, która na miejsce wysłała specjalną komisję złożoną z dwóch księży. Ta z kolei stwierdziła, jak czytamy na stronie „Gazety Wyborczej”, że : "nie naruszono granic nieruchomości oraz że istnieje dojazd do wszystkich zabudowań położonych na sąsiedniej działce”. Ponadto uznano, że jest alternatywny dojazd.

Sprawą zainteresowano także prokuraturę, ale ta umorzyła śledztwo w uzasadnieniu podając, że mieszkańcy mają dojazd do posesji od strony ul. ks. Popiełuszki.

– Nie chcemy wiele. Niech już nawet ksiądz sobie zostawi ten fragment drogi wyżej, ale udostępni te kilka metrów przy naszym domu, które pozwoli na dojazd

- dodają mieszkańcy cytowani przez „Wyborczą”.

Nowa trasa turystyczna Dolnego Śląska. Jastrzębia Perć, szlak w nieczynnym kamieniołomie zachwyca widokami