Rogatki na Wiaduktowej we Wrocławiu. O co tyle hałasu?
Na ul. Wiaduktowej we Wrocławiu działa chyba jeden z najpopularniejszych przejazdów kolejowych w Polsce, i jeden z najbardziej kontrowersyjnych. Kierowcy muszą czekać na otwarcie rogatek nawet wtedy, gdy wcale nie zamierzają wjeżdżać na tory.
Sprawę nagłośnił profil Kolejowy Wrocław na Facebooku.
„Wrocław, ul. Wiaduktowa. Jeden z najpopularniejszych przejazdów kolejowych w Polsce w ostatnim czasie. Od propozycji likwidacji do 6 zapór i sygnalizatorów świetlnych. Ze względu na zwiększenie prędkości na tym odcinku linii do Kłodzka (120 km/h) istniała konieczność zamontowania "rogatek". Największe emocje budzi ich umiejscowienie ponieważ blokują ruch w ciągu ulicy Wiaduktowej. Nawet jeżeli ktoś porusza się w ciągu tej ulicy, a nie chce wjechać na parking ogródków działkowych to jest zatrzymywany.”
- napisano w poście załączając przy tym film z zamykania rogatek.
PKP PLK tłumaczy: "Znaleźliśmy wspólne rozwiązanie"
Polskie Linie Kolejowe tłumaczą, że to nietypowe rozwiązanie jest efektem kompromisu, które zawarło z miastem, żeby nie doprowadzić do całkowitej likwidacji przejazdu.
- Przejazd kolejowo-drogowy na ul. Wiaduktowej miał zostać zlikwidowany, ponieważ nie znajduje się na drodze publicznej. Jednak z Miastem znaleźliśmy wspólne rozwiązanie – PLK SA przebudowała przejazd kolejowo-drogowy, a Miasto zgodziło się na jego utrzymanie i sfinansowało remont
– czytamy w komentarzu, jaki zamieściły Polskie Linie Kolejowe w mediach społecznościowych.
Jak wyjaśnia spółka, standardowe umiejscowienie rogatek było niemożliwe ze względu na zbyt małą odległość torów od ulicy. Z kolei na jej przesunięcie, ze względu na historyczny charakter, nie zgodził się konserwator zabytków. Zastosowane rozwiązanie było więc jedynym sposobem na pogodzenie dojazdu do działek z wymogami bezpieczeństwa na linii, gdzie pociągi pędzą 120 km/h.
Głos zabrał projektant. "Bezpieczeństwo ponad wszystko"
Do gorącej dyskusji w sieci włączył się sam projektant przejazdu, Damian Korbas, który przyznał, że spodziewał się kontrowersji. W obszernym komentarzu wyjaśnił logikę, która stała za projektem.
- Jedyną możliwą opcją na zabezpieczenie tego przejazdu było zamknięcie ulicy Wiaduktowej na czas przejazdu pociągu, tak, aby nigdy nie dopuścić do sytuacji, w której samochód włączający się do ruchu w kierunku ulicy Wiaduktowej ma z tym problem. Proszę teraz sobie wyobrazić sytuację, w której samochód stoi na przejeździe i nie może się włączyć do ruchu, bo musi ustąpić każdemu pierwszeństwa (...). Jest to sytuacja niebezpieczna mogąca zakończyć się tragicznie (…)
- napisał projektant.
Podkreślił też, że gdyby to od niego zależało, zmieniłby organizację ruchu lub przebudował układ drogowy, ale brak zgód i wysokie koszty uniemożliwiły realizację tych pomysłów.
„Czy jest to najbardziej praktyczne rozwiązanie? Sami dobrze wiemy, że nie. Pamiętajcie, bezpieczeństwo ponad wszystko”
– zaznaczył.
Działkowcy zadowoleni
Choć w sieci nie brakuje głosów krytyki i żartów z „absurdu drogowego”, wielu mieszkańców podchodzi do sprawy ze zrozumieniem. Dla działkowców najważniejsze jest to, że dojazd do ich ogrodów w ogóle został utrzymany.
"Najważniejsze, że nie zlikwidowali przejazdu przez tory bo były takie pomysły, dojazd do ogrodów działkowych Kalina i Złocień"
- pisze jeden z internautów.
Inni z kolei zgadzają się z argumentem o bezpieczeństwie, wskazując na częste wypadki spowodowane brawurą kierowców na innych przejazdach.
"Patrząc na ostatnie wydarzenia i nie radzenie sobie z przejazdami kolejowymi przez dużą część posiadających uprawnienia do kierowania pojazdami, rozwiązanie jest bardzo dobre, nikt nie utknie na torach....chyba."
- napisała kolejna osoba.