To była największa powódź w Kłodzku
Gmina Wiejska Kłodzko to 35 miejscowości. Trzy zostały kompletnie zalane. To są największe nasze miejscowości przy rzece Nysa Kłodzka i Biała Lądecka. Krosnowice mają 2600 mieszkańców, Rzuszowice 2400 mieszkańców, Żelazno około 1000 mieszkańców – wymienia wójt gminy wiejskiej Kłodzko, Zbigniew Tur. W rozmowie z naszymi reporterami mówi też o tych mniejszych miejscowościach, również nie oszczędzonych przez wodę. To Szalejów Górny, w części Piszkowice, w części Morzyszów i w części Młynów i Ścinawica.
Jest ogrom strat. My w pierwszej chwili skupiliśmy się na ratowaniu życia i zdrowia. Przeżyłem tutaj już wiele powodzi, bo praktycznie, co roku mamy podtopienia. Takiej, jak teraz jeszcze nie było – mówi wójt.
Tegoroczną powódź porównał do wielu innych z minionych lat, także do tych z 96. i 97. roku. Jak sam zaznaczył tak była najmocniejsza, bo „kilka dni zalewała nas woda i cały czas się spiętrzała lub opadała i spiętrzała i opadała”.
Wójt wyliczał zniszczenia, które dotknęły gminę, ale jest ich ogrom. Od dróg po budynki, domy, szkoły, oczyszczalnię ścieków. Wartość zniszczeń tylko niektórych miejsc idą w dziesiątki milionów.
Jak mówić o tych stratach? - pyta, nie oczekując odpowiedzi.
ZOBACZ. Kłodzko - miasto dotknięte żywiołem powodzi
Wójt o ciężkich akcjach ratunkowych
Niepewność i taka bezradność w ratowaniu ludzi, życia i zdrowia. Myśmy apelowali, żeby się ludzie ewakuowali – wspomina Zbigniew Tur. - Ludzie się nie spodziewali takiego obrotu sprawy i zostawali w domach, a później musieliśmy ich ściągać z dachów. Dosłownie z dachów ściągaliśmy. I to ściągaliśmy śmigłowcem i amfibiami – dodaje.
Do Kłodzka przyjechało wiele służb, jednak nie zawsze można było pomóc potrzebującym. „Mimo że sprowadziliśmy wodno-ochotnicze pogotowie ratunkowe z łodziami, pontonami, dużymi skuterami, policję wodną z łodziami, pontonami, ale jak przyjechali i pochylili się nad nurtem, prędkością przepływu, to powiedzieli, że żadnej łodzi ani pontonu nie zwodują na taki nurt, bo nie będą ryzykować życiem”.
I wyobraźcie sobie, stoję z nimi nad tym nurtem, a powiedzmy 200-300 metrów ludzie krzyczą pomocy a my jesteśmy bezradni – opowiada.
W rozmowie z naszymi reporterami wójt zaznaczył, że jest w dzięki szefowi MON, Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi udało się załatwić śmigłowiec i ściągnąć 20 osób z dachów. - To i tak okazało się za mało. Śmigłowiec przestał latać, bo się zachmurzyło i za nisko były chmury – wspomina wójt
To było ogromne przeżycie i taki stres, walka o życie i zdrowie tych ludzi. Wiele osób też się samych uratowało. Szli po pas w wodzie. Jeden drugiego się trzymał, żeby go nie porwało. Ciemno, noc, światła nie ma – mówi.
I dodaje, że największą trudnością okazały się te… komunikacyjne.
Telefonów stacjonarnych nie było, komórki słabo działały albo w ogóle nie działały w pewnych miejscach. Jakieś takie dziwne zakłócenia, jakieś strzelanie w tych komórkach. To było też takie utrudnienie w działaniach kryzysowych – zaznaczył Zbigniew Tur.
Czego potrzeba aktualnie w Kłodzku? Wójt apeluje urządzenia do osuszania
W rozmowie z naszymi reporterami, wójt przyznał, że mieszkańcy dostali mnóstwo żywności.
Teraz już apeluję, żeby już żywności, wody nie wysyłali, bo tego mamy dużo, bardzo dużo. Apelujemy o urządzenia do osuszania budynków – powiedział Zbigniew Tur
I wymienia dalej: agregaty, łopaty, taczki, to też jest potrzebne, kalosze, środki chemiczne do dezynfekcji, kuchenki gazowe turystyczne, bo nie ma gazu, nie ma prądu, nie ma na czym gotować, opryskiwacze do dezynfekcji pomieszczeń.
Polecany artykuł: