POWÓDŹ 2024

Wójt gminy Kłodzko opowiedział o powodzi. „200-300 metrów od nas ludzie krzyczą a my jesteśmy bezradni”

Kłodzko to jedno z miejsc, które najmocniej odczuwa skutki powodzi w południowej Polsce. Wójt gminy wiejskiej Kłodzko, Zbigniew Tur mówi w rozmowie z naszymi reporterami, że trudno mówić o stratach, bo jest ich ogrom. Czego aktualnie potrzeba powodzianom? Jakie są pierwsze potrzeby mieszkańców? Szczegóły znajdziecie w tym artykule.

To była największa powódź w Kłodzku

Gmina Wiejska Kłodzko to 35 miejscowości. Trzy zostały kompletnie zalane. To są największe nasze miejscowości przy rzece Nysa Kłodzka i Biała Lądecka. Krosnowice mają 2600 mieszkańców, Rzuszowice 2400 mieszkańców, Żelazno około 1000 mieszkańców – wymienia wójt gminy wiejskiej Kłodzko, Zbigniew Tur. W rozmowie z naszymi reporterami mówi też o tych mniejszych miejscowościach, również nie oszczędzonych przez wodę. To Szalejów Górny, w części Piszkowice, w części Morzyszów i w części Młynów i Ścinawica.

Jest ogrom strat. My w pierwszej chwili skupiliśmy się na ratowaniu życia i zdrowia. Przeżyłem tutaj już wiele powodzi, bo praktycznie, co roku mamy podtopienia. Takiej, jak teraz jeszcze nie było – mówi wójt.

Tegoroczną powódź porównał do wielu innych z minionych lat, także do tych z 96. i 97. roku. Jak sam zaznaczył tak była najmocniejsza, bo „kilka dni zalewała nas woda i cały czas się spiętrzała lub opadała i spiętrzała i opadała”.

Wójt wyliczał zniszczenia, które dotknęły gminę, ale jest ich ogrom. Od dróg po budynki, domy, szkoły, oczyszczalnię ścieków. Wartość zniszczeń tylko niektórych miejsc idą w dziesiątki milionów.

Jak mówić o tych stratach? - pyta, nie oczekując odpowiedzi.

ZOBACZ. Kłodzko - miasto dotknięte żywiołem powodzi 

Wójt o ciężkich akcjach ratunkowych

Niepewność i taka bezradność w ratowaniu ludzi, życia i zdrowia. Myśmy apelowali, żeby się ludzie ewakuowali – wspomina Zbigniew Tur. - Ludzie się nie spodziewali takiego obrotu sprawy i zostawali w domach, a później musieliśmy ich ściągać z dachów. Dosłownie z dachów ściągaliśmy. I to ściągaliśmy śmigłowcem i amfibiami – dodaje.

Do Kłodzka przyjechało wiele służb, jednak nie zawsze można było pomóc potrzebującym. „Mimo że sprowadziliśmy wodno-ochotnicze pogotowie ratunkowe z łodziami, pontonami, dużymi skuterami, policję wodną z łodziami, pontonami, ale jak przyjechali i pochylili się nad nurtem, prędkością przepływu, to powiedzieli, że żadnej łodzi ani pontonu nie zwodują na taki nurt, bo nie będą ryzykować życiem”.

I wyobraźcie sobie, stoję z nimi nad tym nurtem, a powiedzmy 200-300 metrów ludzie krzyczą pomocy a my jesteśmy bezradni – opowiada.

W rozmowie z naszymi reporterami wójt zaznaczył, że jest w dzięki szefowi MON, Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi udało się załatwić śmigłowiec i ściągnąć 20 osób z dachów. - To i tak okazało się za mało. Śmigłowiec przestał latać, bo się zachmurzyło i za nisko były chmury – wspomina wójt

To było ogromne przeżycie i taki stres, walka o życie i zdrowie tych ludzi. Wiele osób też się samych uratowało. Szli po pas w wodzie. Jeden drugiego się trzymał, żeby go nie porwało. Ciemno, noc, światła nie ma – mówi.

I dodaje, że największą trudnością okazały się te… komunikacyjne.

Telefonów stacjonarnych nie było, komórki słabo działały albo w ogóle nie działały w pewnych miejscach. Jakieś takie dziwne zakłócenia, jakieś strzelanie w tych komórkach. To było też takie utrudnienie w działaniach kryzysowych – zaznaczył Zbigniew Tur.

Czego potrzeba aktualnie w Kłodzku? Wójt apeluje urządzenia do osuszania

W rozmowie z naszymi reporterami, wójt przyznał, że mieszkańcy dostali mnóstwo żywności.

Teraz już apeluję, żeby już żywności, wody nie wysyłali, bo tego mamy dużo, bardzo dużo. Apelujemy o urządzenia do osuszania budynków – powiedział Zbigniew Tur

I wymienia dalej: agregaty, łopaty, taczki, to też jest potrzebne, kalosze, środki chemiczne do dezynfekcji, kuchenki gazowe turystyczne, bo nie ma gazu, nie ma prądu, nie ma na czym gotować, opryskiwacze do dezynfekcji pomieszczeń.

Zniszczone powodzią Kłodzko. Rozmowa z wójtem