Powódź 2024. Mieszkańcy Lewina Brzeskiego i Głuchołaz nie mają do czego wracać. "Bym się utopiła"
12-13 września 2024 roku był początkiem wielogodzinnej, nierównej walki z żywiołem. Od tamtego czasu przez następne kilka dni mieszkańcy województw: dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego musieli zmagać się z powodzią, która nadeszła od strony południowej. Już 11 września 2024 roku prezydent Wrocławia, Jacek Sutryk, zwołał sztab kryzysowy. Pewnych zdarzeń nie dało się jednak uniknąć.
Jako pierwsze z falą powodziową musiały zmierzyć się miejscowości górskie w województwie dolnośląskim takie, jak m.in.:
- Kłodzko;
- Nysa;
- Głuchołazy;
- Lewin Brzeski.
Jednocześnie, to też w tych niewielkich miastach skutki powodzi okazały się najmocniejsze. Zarówno w telewizji, jak i w Internecie, znajdziemy wiele zdjęć oraz filmów ukazujących skalę zniszczeń, jakie odsłoniły się po zejściu fali. Mieszkańcy do dzisiaj sprzątają swoje zalane domy i mieszkania. Głównie i tak zmuszeni są wyrzucać większość rzeczy, ponieważ nie nadają się już do użytku.
Nie wszyscy mają jednak do czego wracać i co sprzątać. Wiele rodzin straciło cały dorobek życia w zaledwie kilka chwil. Z 80-letnią mieszkanką Głuchołaz, Panią Reginą, rozmawiał reporter Radia Eska, Darek Brombosz:
- Ja nie wiem, gdzie pójdę na zimę. Nic nie udało się uratować. To dobrze, że żyję [...] Woda była do samego sufitu, przyszła nagle. Bym się utopiła [...] Nikt nie przyszedł, żeby sprawdzić, czy ja żyję, czy nie żyję
mówi ze łzami w oczach.
Takich osób, jak Pani Regina, jest znacznie więcej. Reporterowi Darkowi Bromboszowi udało się również porozmawiać z Panem Władysławem ze wsi Bodzanów niedaleko Głuchołazów. Mężczyzna przyznał, że w 1997 roku była znacznie mniejsza fala. Na pytanie, ile stracił, ze łzami w oczach odpowiedział:
- No cały dobytek. Mówić się nie chce. No i co? Nie ma nic [...] I teraz od nowa wszystko, tylko skąd, jak i kiedy. To nie do opisania [...] Tragedia, no tragedia jednym słowem
W Lewinie Brzeskim również nie jest lepiej. 23 września 2024 roku od samego rana poszkodowani oraz żołnierze usuwają tragiczne skutki powodzi. Na miejscu był reporter Radia Eska, Filip Denys. W rozmowie z mieszkańcami, ci przyznali, że nie mają już nic.
- Nic nie mamy. Jedno łóżko położyli na drugie i to drugie przesiąkło. Meble wszystkie poszły. Nic nie mają, nawet nie mają w w tej chwili pieca
opowiada mieszkanka.
Oprócz domów i mieszkań, straty liczą również właściciele sklepów. Reporter Filip Denys porozmawiał z właścicielką sklepu spożywczego. Na pytanie, ile wynoszą straty, kobieta odpowiedziała ze łzami w oczach:
- Bardzo duże [koszty - red.], bo to nie było prądu, czyli wszystko w zamrażarkach się poniszczyło [...] Ciężko powiedzieć. Na razie żeśmy tylko spisywali i wyrzucaliśmy, bo musieliśmy jak najszybciej, bo to był towar spożywczy, czyli ryby mrożone, mięsa. Musieliśmy to usunąć żeby jakiejś zarazy nie było
Na chwilę obecną mieszkańcom nic już nie zagraża. Apelują oni o pomoc w postaci dostarczaniu osuszarek. Istnieje również wiele zbiórek, na które możemy wpłacić darowiznę, a cała kwota pójdzie na pomoc powodzianom.