- W Zawoni planowana jest budowa jednej z największych biometanowni w Polsce, budząc ogromny sprzeciw mieszkańców.
- Główne obawy dotyczą smrodu, hałasu oraz lokalizacji instalacji zaledwie 100 metrów od domów.
- Mieszkańcy zarzucają lokalnym władzom brak komunikacji i próbę ukrycia planów inwestycji.
- Czy mieszkańcy Zawoni zdołają zablokować budowę biometanowni i jakie są ich argumenty?
Zielona energia czy "jedno wielkie g..."?
Lokalny inwestor, Paweł Fabrykowski, chce wybudować w Zawoni jedną z największych biometanowni w Polsce. Jak przekonywał podczas spotkania z mieszkańcami, nowoczesna instalacja ma przynieść korzyści wszystkim: firmie, gminie i jej mieszkańcom. W te zapewnienia nie wierzy jednak nikt z obecnych na sali.
"Teraz pan obiecuje złote góry, a będzie jedno wielkie g... i smród" - usłyszeliśmy od jednego z oburzonych mężczyzn. Jego głos nie był odosobniony. Głównym zarzutem jest lokalizacja - potężna instalacja przemysłowa ma stanąć zaledwie 100 metrów od najbliższych domów.
Smród, hałas i silosy wielkości wieżowca. Czego boją się mieszkańcy?
Lista obaw jest długa, ale niemal każdy mieszkaniec, z którym rozmawialiśmy, zaczynał od tego samego. "Smród przede wszystkim - mówi jedna z kobiet. "W wielu miastach Polski są protesty po wybudowaniu czegoś takiego, a tam instalacje są dalej od domów niż tutaj. My jesteśmy oburzeni" - dodaje.
Ludzie, którzy wprowadzili się do Zawoni w poszukiwaniu ciszy i kontaktu z naturą, czują się oszukani. "Ja chcę mieć spokój. Chcę, żeby moje dziecko się bawiło na ogrodzie. Chcę czuć przyrodę" - mówiła nam inna mieszkanka. Wizja kilkunastu silosów o wysokości ośmiu pięter, które mają stanąć na wzgórzu, jest dla nich nie do przyjęcia. Obawiają się też wzmożonego ruchu ciężarówek, które będą musiały dowozić substraty do produkcji biometanu, oraz drastycznego spadku wartości swoich nieruchomości.
Gmina milczy, mieszkańcy czują się oszukani
Olej do ognia dolewa postawa lokalnych władz. Mieszkańcy zarzucają im kompletny brak komunikacji i próbę ukrycia planów przed opinią publiczną. "Ogłoszenie o konsultacjach ukazało się tylko raz, cztery tygodnie temu. Na stronie gminy nie ma o tym słowa w kalendarzu wydarzeń. Tak jakby ktoś chciał coś ukryć" - relacjonuje jedna z uczestniczek spotkania.
Rozgoryczenie wzbudził fakt, że na spotkaniu zabrakło wójt gminy, a przedstawiciele urzędu na większość pytań odpowiadali "nie wiem". "Oczekujemy, że gmina, czyli nasi przedstawiciele, będą stali po naszej stronie, a tak się nie dzieje" - usłyszeliśmy.
"Nie jesteśmy przeciwko zielonej energii, ale..."
Co ciekawe, sprzeciw mieszkańców nie wynika z niechęci do ekologicznych rozwiązań. "Nie jestem przeciwnikiem biometanowni, wiatraków czy paneli. Jestem za zieloną energią" - tłumaczył nam jeden z mężczyzn. Jego zdaniem problemem jest absurdalna lokalizacja i model biznesowy. "Taka instalacja ma sens, gdy rozwiązuje problem odpadów, które już tu są. W Zawoni nie mamy ubojni, chlewni czy wielkich zakładów. Wszystkie odpady trzeba będzie tu przywieźć z innych miejscowości" - wyjaśnia.
Jego zdaniem ulokowanie tak ogromnej instalacji (7 MW) na wzgórzu, z którego dominujące wiatry będą znosić odór prosto na wieś, to "szatański pomysł". "Gmina ma mnóstwo terenów oddalonych od zabudowań. Dlaczego wybrano właśnie to miejsce? Tego typu instalacja w bezpośrednim sąsiedztwie terenów mieszkaniowych to coś niedorzecznego" - podsumowuje.
Teraz los inwestycji leży w rękach radnych. Mieszkańcy mają czas do 2 października na składanie pisemnych uwag do urzędu gminy. Po analizie wniosków ostateczną decyzję podejmie Rada Gminy Zawonia. Patrząc na frekwencję i determinację podczas spotkania, jedno jest pewne - opór społeczny jest ogromny i nikt nie zamierza się poddawać.
