Powódź 2024

W pandemii musieli zamknąć sklep odzieżowy, teraz powódź zniszczyła im sklep z pamiątkami. „Nie mamy nic, wszystko spłynęło”

2024-09-25 11:56

W Kłodzku całkowicie zniszczony przez powódź został sklep z lokalnymi pamiątkami przy ul. Grottgera. Pan Leszek Samuel, jeden z właścicieli „Sklepu pod Aniołem” w rozmowie z Radiem Eska mówi, że żywioł zabrał dosłownie wszystko. - Nie mamy nic. Nie wiem, co będzie za miesiąc, czy za pół roku – słyszymy od właściciela.

Powódź, która w połowie września nawiedziła południowo-zachodnią Polskę doprowadziła do poważnych zniszczeń. Trwa szacowanie strat, ale już wiadomo, że będą one gigantyczne i wyniosą miliardy złotych. Zdewastowanych jest wiele nieruchomości, a niektóre budynki będą musiały zostać wyburzone. Wielka woda nie oszczędziła także przedsiębiorców.

Najpierw pandemia, teraz powódź. „Sklep pod Aniołem” nie istnieje

Rozmawiamy z panem Leszkiem Samuelem, współwłaścicielem sklepu z pamiątkami przy ul. Grottgera w Kłodzku. Lokal został całkowicie zniszczony przez tegoroczną powódź.

- Wcześniej prowadziliśmy tu taki ładny butik z nową odzieżą od polskich producentów. Niestety, przyszedł covid i branża odzieżowa przygasła. Musieliśmy się przebranżowić. Otworzyliśmy sklep, który wydawał się dla nas najmądrzejszą alternatywą na to wszystko, co się dzieje. Postawiliśmy na wielobranżowość. Sklep z jednej strony dla mieszkańców Kłodzka, a z drugiej dla turystów. Taki lokal, w którym turyści mogli znaleźć wszystko lub prawie wszystko, co się tutaj wytwarza przez małe rodzinne firmy. Były np. dżemy, syropy, miody, herbaty, kawy i regionalne pamiątki

– opowiada nam Leszek Samuel.

Jak dodaje, były tu upominki na różne okazje: chrzest, ślub, czy komunię. - W części sklepu znajdowała się mała księgarnia. Dla mnie to było najważniejsze, bo mój tato był księgarzem dawno temu i ja zawsze kochałem książki. Turysta, który wchodził do naszego sklepu to kupił sobie pamiątkę, książkę o kotlinie, witaminę c produkowaną tutaj i np. szampon do włosów – mówi właściciel.

W jednej chwili Bernadetta i Leszek Samuelowie stracili wszystko. 15 września 2024 roku wielka woda zabrała im dorobek całego życia.

- Sklep pod Aniołem takim jakiego go znacie już nie istnieje. Wielki żal, gorycz i rozczarowanie mieszają się z buntem i złością. Ale jakże pięknie w takich beznadziejnych, ciemnych chwilach doświadczać interwencji anielskich…

- napisali właściciele sklepu po przejściu powodzi. Mówiąc o „interwencjach anielskich” mieli na myśli wspaniałych ludzi dobrej woli, którzy przyszli im z pomocą.

Koleżanka Bernadetty i Leszka nie wahała się ani chwili, gdy zobaczyła w telewizji zniszczony sklep. Natychmiast założyła zbiórkę pieniędzy na portalu pomagam.pl: Pomoc dla Sklepu pod Aniołem.

- Z wielką atencją i starannością zaprojektowali nowy sklep, a następnie drobnymi krokami coraz bardziej go rozwijali. Niestety żywioł zabrał im dzisiaj wszystko…Dodam, że Bernadetta i Leszek to ludzie, którzy nie są obojętni na ludzką krzywdę. Ich sklepik był dla nich takim „światełkiem w tunelu” po różnych trudnych przeżyciach, których doświadczyli. To dobrzy ludzie, zawsze gotowi do pomocy innym, życzliwi i pogodni. Pomóżmy im w odbudowie swojego sklepiku, dajmy im choć ułamek nadziei na to, że nadejdzie lepsze jutro

– czytamy w opisie zbiórki, gdzie na konto wpłacono już ponad 21 tysięcy złotych (stan na 24 września).

„Nic nie uratowaliśmy, straciliśmy sto procent”

- Nie mamy nic. Nic nie uratowaliśmy, wszystko spłynęło. Sklep jest w budynku narożnym, więc jak woda nam wybiła witryny, wszystkie rzeczy wypłynęły, w tym np. szafki, regały, lady, ekspozytory, stojaki, kasy fiskalne i komputery. W naszym sklepie zawsze grała fajna muzyka. Fala zniszczyła osiem głośników w suficie. Straty są kolosalne

– mówi Radiu Eska Leszek Samuel i jednocześnie zadaje sobie pytanie, co będzie dalej, za miesiąc, czy za pół roku.

- To wsparcie, o którym usłyszeliśmy, to dla przedsiębiorców się nie należy. Ciężko mi będzie przetrzymać z umorzeniem podatku tylko do pewnego okresu. To jest jednak zbyt mała pomoc. Jestem po rozmowie z rzeczoznawcą i okazuje się, że nie ma co szacować, bo straciłem sto procent. Otrzymując całą wartość polisy, na którą się ubezpieczyłem nie odbuduje tego sklepu i nie odtworzę magazynów. Niestety, ceny się zmieniły i jest inflacja. Przecież ceny towaru na polisie mamy w netto, a kupujemy w brutto

- tłumaczy właściciel „Sklepu pod Aniołem”.

- Jeśli za pół roku tutaj wrócimy, to będzie wielki sukces. My musimy przez ten czas z czegoś żyć. Mamy zobowiązania, nikt nam tych kredytów nie podaruje. Trzeba płacić za prąd, za wodę. Apeluje więc o realne wsparcie i nie zapominanie o nas

– dodaje nasz rozmówca, który obawia się, że za pół roku mało kto będzie pamiętał o Kłodzku.

W pandemii musieli zamknąć sklep odzieżowy, teraz powódź zniszczyła im sklep z pamiątkami. „Nie mamy nic, wszystko spłynęło”