Według danych GUS w 2022 r. z Ukrainy do Polski sprowadzono nieco ponad 3 mln ton zbóż, których wartość przekracza 3,5 mld zł. Business Insider zaznacza, że to niemal siedmiokrotny wzrost wartości i masy rok do roku. Jeśli na ten wynik nałożymy łączną masę eksportu zbóż z Polski, okaże się, że jest to odpowiednik 27 proc. naszej wysyłki poza granice, ale już w przypadku wartości to 14,6 proc.
Wprowadzenie ograniczeń w imporcie żywności z Ukrainy przez polskie władze ma na celu zaprzestanie ponownego zalegania w magazynach. Nie jest tutaj mowa wyłącznie o zbożu. Sprowadzane były też inne produkty od naszego sąsiada. Na liście znajdują się także m.in. owoce i to właśnie one mogą się okazać kolejnym problemem. Wg Związku Sadowników RP już teraz firmy przetwórstwa mają chłodnie pełne ukraińskich mrożonek i przekonują, że nie opłaca im się już kupować tegorocznych owoców z Polski. Wystosowano też specjalny apel: "NIE dla importu owoców z Ukrainy", który znajduje się TUTAJ.
Prezes związku Mirosław Maliszewski w rozmowie z Wirtualną Polską mówi jasno, że sprzedaż owoców może być zagrożona.
- Za kilka tygodni rozpoczynają się pierwsze zbiory. Najpierw to będą truskawki, później maliny, wiśnie, porzeczki i wśród tych gatunków sytuacja na początku będzie najtrudniejsza. Pierwszy kryzys na pewno dotknie producentów owoców miękkich, jagodowych. Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że na rynku jabłek sytuacja będzie niewiele lepsza. Jabłka zrywamy na jesieni, wtedy dopiero robi się sok. Już wiemy, że sok jabłkowy do Polski dociera i zapewne będzie go bardzo dużo. To ogromna konkurencja i zagrożenie dla polskiego sadownictwa - podkreśla Maliszewski.
Polecany artykuł:
Marcin Tyc, plantator truskawek i malin z województwa świętokrzyskiego, w rozmowie z WP mówi, że już od ubiegłego roku obawia się tego, jak będzie wyglądał tegoroczny sezon na owoce takie jak truskawki czy maliny. - Już w zeszłym roku problem był ogromny - podkreśla.
- Na chłodniach nie byłem w stanie konkurować z owocami z Ukrainy. W zeszłym roku nie były objęte cłem i podatkiem. Właściciele chłodni pokazywali mi faktury za zamrożoną malinę z Ukrainy. Gotowy produkt, który mieli w takiej samej cenie, jaką mi tutaj musieliby zapłacić za świeży produkt, który musieliby jeszcze obrobić. A mrożonki z Ukrainy wjeżdżały do Polski jak turyści - dodaje.
Nie dziwi więc fakt, że właściciele chłodni kupują towar, który jest tańszy, aby móc potem na nim lepiej zarobić. Jak podkreśla Maliszewski, niektórzy mówią wprost, że nie ma opłacalności kupowania i produkowania mrożonki np. z malin w Polsce, bo dużo taniej kupi się mrożonkę z Ukrainy. - To oznacza, że polscy producenci nawet nie będą mieli gdzie sprzedać owoców. A ci, którzy zaryzykują kupno maliny, by zrobić z niej mrożonkę, będą chcieli to zrobić po bardzo niskich cenach. To jest dla nas dramat.