Pacjentkę najpierw przywieziono do szpitala przy Borowskiej. Tam jednak ratownicy otrzymali odmowę przyjęcie ze względu na brak miejsc. Więc przewieziono ją do szpitala przy Weigla. - Pracownicy SORu przy ul. Weigla chcieli, żebyśmy wrócili do szpitala przy ulicy Borowskiej. Takiej możliwości jednak nie było, bo już tam byliśmy i dostaliśmy pieczątkę odmowy przyjęcia pacjenta, z uwagi na brak miejsc. To też przedstawiliśmy w Szpitalu Wojskowym. Kazano nam odjechać. No i niestety ta wymiana zdań między ratownikami naszej karetki a pracownikami SORu trwa około 20 minut. W związku, z czym postanowiłem... Byłem zmuszony wręcz poprosić o interwencję żandarmerię wojskową - tłumaczy Grzegorz Hummel, koordynator ds. transportu sanitarnego w firmie MTB Medica. Dopiero po interwencji żandarmerii przyszedł lekarz, który zbadał pacjentkę i zdecydował, że mają zaczekać. I czekali - ponad 8 godzin.
Miejsce dla pacjentki było, tylko przez pandemie brakuje rąk do pracy - Personel pracuje już "na oparach". Mamy też braki w personelu, bo część jest na kwarantannie, część choruje, problemy z grafikami i to generuje takie problemy, o jakich właśnie rozmawiamy - tłumaczył tymczasowy ordynator SORu przy ul. Weigla, Światosław Dałek. Jak dodaje, do takich sytuacji nie powinno dochodzić i robią wszystko, aby nie dochodziło.
Sprawie ma przyjrzeć się Dolnośląski oddział wojewódzki NFZ.
Przypomnijmy, placówka przy ul. Weigla, decyzja wojewody, jest szpitalem drugiego i trzeciego poziomu dla pacjentów Covidowych.