Mroczna historia pałacu w Mokrzeszowie, czyli „fabryka dzieci” w dawnym szpitalu
Mokrzeszów w gminie Świdnica na Dolnym Śląsku to wieś słynąca z potężnego pałacu, który wybudowano w 1860 roku. Od wielu lat ten okazały budynek jest opuszczony i wśród niektórych osób budzi grozę, a to ze względu na jego historię, która przyprawia o ciarki.
W pałacu na początku jego istnienia znajdował się szpital Zakonu Kawalerów Maltańskich. Podczas I wojny światowej budynek przyjmował rannych pilotów. W kolejnych latach było tu sanatorium, a następnie pałac był siedzibą tzw. Domu Matek prowadzonego przez Związek Dziewcząt Niemieckich. Organizacja była powiązana z Lebensborn, czyli fabryką dzieci. Jedna z teorii zakłada, że w ramach tego nazistowskiego stowarzyszenia to właśnie w Mokrzeszowie miała być prowadzona selekcja kobiet i mężczyzn „przeznaczonych do rozmnażania”.
Celem miała być hodowla „nordyckiej rasy nadludzi”. Dzieci przekazywano następnie, m.in. rodzinom SS. Cała historia jest dziś przekazywana dalszym pokoleniom mieszkańców Mokrzeszowa, którzy do dziś kojarzą pałac z fabryką aryjskich dzieci. Sprawa jest jednak zagadką, bo niezbitych dowodów na istnienie tutaj „fabryki dzieci” wciąż brak.
Zabytkowy pałac zaczął popadać w ruinę
Po II wojnie światowej dawny gmach szpitala Zakonu Kawalerów Maltańskich w Mokrzeszowie zaczął powoli podupadać. Budynek był siedzibą dla szkoły rolniczo-ogrodniczej, Wojewódzkiego Ośrodka Doskonalenia Rolniczego, czy Wojewódzkiego Ośrodka Doskonalenia Kadr Administracji Państwowej. W latach 90-tych niemiecka rodzina, która była właścicielem pałacu chciała go przekształcić w luksusowy hotel. Inwestor szybko zaginął, a w zabytkowym pałacu rozkradziono instalację elektryczną. Budynek trafił w ręce Starostwa Powiatowego w Świdnicy.
Kilka przetargów i ani jednego chętnego na zakup wielkiego pałacu
Na przestrzeni ostatnich lat zabytkowy budynek w Mokrzeszowie próbowano kilkukrotnie sprzedać. Dwa przetargi zorganizowano m.in. w 2022 roku. Oba zakończyły się niepowodzeniem. W czerwcu informowaliśmy, że obecny zarządca pałacu zorganizował kolejny przetarg – cenę wywoławczą ustalono na 2 mln 471 tys. złotych. Nabywcy obiektu przysługiwała 50-procentowa bonifikata z tytułu wpisu części nieruchomości do rejestru zabytków. Niestety, nikt nie zgłosił się do przetargu. Jak informuje portal swidnica24.pl, także w październiku do ogłoszonego przetargu nikt się nie stawił.
– Cała procedura jest powtarzana drugi raz. Pojawiają się pojedyncze telefony przed każdym z ogłoszeń, jednak finalnie nikt do przetargów nie przystępuje
– powiedział Piotr Fedorowicz, starosta świdnicki w wywiadzie dla portalu swidnica24.pl. Dodał przy tym, że kolejnym krokiem będą rokowania.
- Rokowania rządzą się takimi prawami, że przystępujący daje własną cenę i oceniamy, czy można się na nią zgodzić. Oferta musi wypełniać zapisy ustawy o gospodarce nieruchomościami. Wiadomo, że można obniżyć cenę do 40%, pomniejszyć ją jeszcze o 50% wartości tej części, która podlega ochronie konserwatorskiej, tak więc teoretycznie obiekt można by kupić za dużo poniżej miliona złotych. Tylko co z tego, skoro nie ma chętnych! Rokowania już się odbywały i nie przyniosły skutku
– przekazał portalowi Piotr Fedorowicz.
Dostęp do obiektu jest ograniczony, bo oficjalnie jest tu teren prywatny.