FC St. Gallen - Śląsk Wrocław 0:2. Analiza taktyczna meczu
Porażka 0:2 w pierwszym z dwóch spotkań w ramach trzeciej rundy eliminacji do Ligi Konferencji Europy jest dla Śląska Wrocław fatalną informacją. FC St. Gallen do stolicy Dolnego Śląska przyjedzie w uprzywilejowanej pozycji. Szwajcarzy mogą mówić o sporym szczęściu - WKS rozegrał być może swoje najlepsze spotkanie w bieżącym sezonie, jednak przez indywidualne błędy i ogromną nieskuteczność, pozytywnego wyniku nie udało się osiągnąć. Co było jednak przyczyną porażki?
Śląsk musi zacząć trafiać. Czy to wina Musiolika?
Najbardziej oczywistym wnioskiem po meczu z FC St. Gallen jest to, że wrocławianie po prostu muszą zacząć wykorzystywać swoje sytuacje. Zaczniemy od sytuacji z drugiej minuty meczu, kiedy Sebastian Musiolik wygrał pojedynek w powietrzu z trzema rywalami, odegrał piłkę do Marcina Cebuli, który przytomnie oddał ją do ustawionego na wolnej pozycji Petra Schwarza.
Jak widać na powyższym obrazku, Schwarz w momencie podania był całkowicie niekryty, podobnie jak znajdujący się za nim Nahuel Leiva. W momencie, gdy można szybko zacząć mecz wyjazdowy od swojego trafienia, niedopuszczalne jest tak tragiczne wykończenie, jak to zaprezentowane przez Czecha. Oczywiście, był to zwykły kiks, jednak chcąc zwyciężać na europejskim poziomie, na takie rzeczy nie można sobie pozwolić.
Inną sytuacją, która kosztowała Śląsk bardzo wiele, było podwójne pudło Piotra Samca-Talara z najbliższej odległości.
Jak widzimy na powyższym nagraniu, skrzydłowy Śląska znajdował się dwa metry od bramki. Był zupełnie niekryty, a nietrafienie do siatki w tej sytuacji było prawdopodobnie trudniejsze, niż zdobycie gola. I znów - fatalne pudła po prostu się zdarzają, jednak ponownie należy podkreślić, że chcąc zwyciężać, takie sytuacje po prostu trzeba wykorzystywać.
Warto wspomnieć również o dwóch sytuacjach Sebastiana Musiolika, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem próbował lobować golkipera FC St. Gallen. Ta zabawa zakończyła się wręcz groteskowo - zbyt słaby strzał został z łatwością wyłapany. W drugiej sytuacji po przebitce na skrzydle piłka wylądowała pod nogami Musiolika, który nie był przygotowany na instynktowne uderzenie, a doskonała szansa na zdobycie gola zakończyła się kiksem.
Wśród opinii kibiców po meczu bardzo często powielane są słowa, że porażka Śląska Wrocław wynikała z braku napastnika. Nie zgodzę się z tym - jak widzimy wyżej, nieskuteczny był cały zespół i cały zespół odpowiada za tak mizerny wynik. Zdecydowanie najlepszą sytuację w meczu miał Piotr Samiec-Talar, a zdecydowanie najważniejszą, która mogłaby ustawić całe spotkanie - Petr Schwarz. Mimo wszystko, Musiolik jako napastnik w Szwajcarii zawiódł. O ile w poprzednich spotkaniach koledzy z zespołu nie kreowali mu żadnych sytuacji, o tyle w tym przypadku okazji na zdobycie gola miał aż dwie, w dodatku świetne. To jednak nie on jest głównym źródłem problemu, a ogólna nieskuteczność wszystkich piłkarzy WKS-u.
Słaby Petkov i nieaktywny Pokorny. Dobry mecz Żukowskiego?
Oprócz fatalnej nieskuteczności w ofensywie, warto nadmienić, że to Śląsk podarował rywalom dwa gole. FC St. Gallen grało niezłym pressingiem, jednak to nie pressing przyniósł Szwajcarom trafienie, a indywidualne błędy wrocławian. Przy pierwszym golu absurdalnie zachowała się cała defensywa WKS-u, która pozostawiła Mateusza Żukowskiego z aż trzema rywalami na głowie. Nie może więc dziwić, że nie zdołał zablokować on strzału.
Jak widzimy powyżej, w ostatnim etapie akcji aż dwóch piłkarzy pozostawało niekrytych, co przed interwencją musiał mieć na uwadze Żukowski. Warto zwrócić uwagę jednak na to, co stało się przed dośrodkowaniem - grupa pięciu zawodników WKS-u została z łatwością ograna przez trzech rywali, którzy szybkimi podaniami całkowicie zgubili broniących piłkarzy Śląska. Największy błąd popełnił Aleks Petkov, który dał wyciągnąć się ze swojej strefy, tworząc mnóstwo miejsca dla rywali.
To Petkov zawinił też przy drugim golu dla FC St. Gallen. Fatalne podanie Bułgara zostało przechwycone pod polem karnym wrocławian i zamienione na drugiego gola dla Szwajcarów. I żeby było jasne - gol ten spoczywa w pełni na barkach kapitana Śląska, który podał do niezainteresowanego piłką Pokornego, a w dodatku jego zagranie było tak lekkie, że nawet gdyby Słowak ruszył po futbolówkę, to najpewniej nie miałby szans po nią zdążyć.
W tym miejscu warto jednak na chwilę się zatrzymać przy Peterze Pokornym i jego roli na boisku. Jak dobrze wiemy, jest to defensywny pomocnik, operujący głównie na własnej połowie. Słowak doskonale czyta grę, co sprawia, że jest niezwykle pożyteczny przy asekuracji. Jego technika użytkowa sprawia również, że przydaje się przy transportowaniu piłki w kolejne tercje boiska. Pokorny jest swojego rodzaju łącznikiem pomiędzy defensywą, a linią pomocy.
Dlaczego więc w powyższej sytuacji nie był on zainteresowany piłką? Jak widzimy na obrazku, Słowak miał wystarczająco dużo miejsca, aby wyjść do podania, a przy ewentualnym nacisku ze strony Szwajcarów odegrać piłkę na jeden kontakt. Co więcej, wychodząc do podania, miałby on aż cztery możliwości zagrania, z czego trzy miały duże szanse na zgubienie pressingu FC St. Gallen. Od Pokornego trzeba wymagać aktywności właśnie w takich momentach, to jego podstawowa rola na boisku. Choć zapewne i tak nie zdołałby dojść do fatalnego podania Petkova, martwić może fakt, że Słowak nawet nie szukał gry. Jest to dodatkowe utrudnienie dla obrońców, którzy chcąc pozbyć się piłki, mogą zagrać ją jedynie do boku lub na aferę.
Podsumowując, Śląsk zagrał przyzwoity mecz, tworząc sobie mnóstwo doskonałych okazji. Przy lepszej dyspozycji pod bramką rywali i większej koncentracji w tyłach, mecz w Szwajcarii mógł zakończyć się równie dobrze wynikiem 3:0 dla WKS-u. Przed rewanżowym meczem warto zachować więc nadzieję, bo mimo niezwykle trudnego zadania na horyzoncie, do znacznie lepszych wyników brakuje już naprawdę niewiele.