Powódź w Kotlinie Kłodzkiej
W Kotlinie Kłodzkiej trwa walka ze skutkami powodzi, do której doszło w wyniku ulewnych opadów deszczu, spowodowanych niżem genueńskim "Boris". We wtorek burmistrz Kłodzka - najbardziej zaludnionego miasta w tym regionie - Michał Piszko przekazał, że wstępne szacunki mówią o 100-110 mln zł strat w infrastrukturze komunalnej nalężącej do gminy. Skalę zniszczeń w mieście porównał do tych z 1997 roku.
Według Skowyrskiego, który jest m.in. współautorem kilkudziesięciu projektów hydrotechnicznych, w tym Zbiornika Przeciwpowodziowego Racibórz Dolny, "ziemia kłodzka wymagała kompleksowego zabezpieczenia przeciwpowodziowego, w tym zbiorników przeciwpowodziowych, żeby do takiej tragedii w przyszłości nie doszło”.
"Koncepcja obejmująca proponowane lokalizacje nowych zbiorników została opracowana, natomiast do ich realizacji nie doszło"
- powiedział.
W rejonie Kotliny Kłodzkiej miało powstać dziewięć zbiorników retencyjnych. Po silnym oporze ze strony społeczeństwa zrezygnowano z dalszych prac projektowych, natomiast cztery wcześniej zaprojektowane zrealizowano - w Roztokach, Boboszowie, Krosnowicach i Szalejowie Górnym.
"Gdyby nie te zbiorniki, to woda w Kłodzku byłaby jeszcze większa"
- wskazał Skowyrski.
Wyjaśnił, że ukształtowanie Kotliny Kłodzkiej, która jest niecką sprawia, że na większości dopływów do Nysy Kłodzkiej należałoby utworzyć retencję przeciwpowodziową. Gdyby kontynuowano prace nad ochroną przeciwpowodziową całej Ziemi Kłodzkiej, w przyszłości cała dolina byłaby chroniona.
Ponadto, według Skowyrskiego tworzenie zbiorników retencyjnych mokrych pozwoliłoby zarówno uniknąć powodzi, jak i suszy.
Polska - jak wyjaśnił b. wiceprezes Wód Polskich - retencjonuje 4,5 proc. wody, natomiast średnia w Unii Europejskiej wynosi 20 proc.
"Jeżeli nie będziemy gromadzić od 15 do 20 proc. wody, to straty wywoływane suszą będą ogromne" - powiedział. Według analiz, na które powołuje się Skowyrski, a przeprowadzonych w ramach programu suszowego, straty w jej wyniku w ciągu 10 lat wyniosą między 15 a 60 mld zł. "Dla porównania jeden zbiornik w Kotlinie Kłodzkiej kosztowałby około 200 mln zł"
- dodał.
Jak zaznaczył, zretencjonowane opady atmosferyczne pomogą w walce z suszą.
"W ciągu roku ze wszystkich rzek polskich odpływa około 60 mld metrów sześciennych wody. Z tego łapiemy tylko około 4 mld m sześc. Zbiorniki retencyjne ratowałyby zarówno przed powodzią jak i przed suszą"
- powiedział.
Dodał, podając przykład rzeki Odry, że zmniejszony przepływ wody w rzekach sprawia, że ich zanieczyszczenie rośnie. Dzięki zasilaniu rzeki z istniejących zbiorników w miesiącach suszy można obecnie zwiększać przepływ w Odrze o około 30 procent.
Zdaniem Skowyrskiego, większość zbiorników gromadzących wodę, ze względów topograficznych powinno powstawać w górach. Ukształtowanie terenu powoduje, że budowa jest tam tańsza, a woda najczystsza.
"Retencję trzeba stosować w sposób kompleksowy, a przede wszystkim - zatrzymywać wodę tam, gdzie ona spadła. Przykładowo należy zaopatrywać w zastawki rowy melioracyjne, robić stawy śródpolne czy stosować retencję leśną jak również tam, gdzie jest to możliwe, renaturyzować cieki"
- dodał.
Zapytany o to, jakie działania powinny być podejmowane na terenach nizinnych, które dotyka susza, odpowiedział, że cieki nizinne powinny zostać objęte programami, w których przy udziale społeczności lokalnych byłyby opracowywane koncepcje koniecznych działań, w tym polderów i zbiorników wodnych.
"Należy określać w takich koncepcjach, w jakich lokalizacjach zalanie terenu przyniosłoby najlepsze efekty pod względem odbudowy zasobów wód gruntowych"
- podkreślił.
Przyznał, że modele matematyczne, określające takie miejsca są już ogólnie dostępne dzięki szybkiemu rozwojowi informatyki.
"Bardzo ważna jest świadomość społeczna, konieczności rozbudowy infrastruktury wodnej, która w momencie takich doświadczeń jak obecne rośnie"
- dodał.
Wysoka woda na Wisłoku po ulewach
Zobacz naszą galerię!
Polecany artykuł: