Prawie 7 miesięcy po powodzi wciąż widać ślady kataklizmu
Spacerując ulicami Kłodzka, szczególnie w jego niżej położonych rejonach, jak np. ulicą Grottgera, czy Matejki, trudno nie zauważyć pustych lokali. Część z nich to zamknięte sklepy, restauracje i punkty usługowe, które jeszcze rok temu tętniły życiem. Po powodzi, która we wrześniu ubiegłego roku zniszczyła część Kotliny Kłodzkiej wielu właścicieli nie zdecydowało się na ponowne otwarcie.
– Nie dam rady drugi raz przechodzić przez to samo. Ludzie po prostu boją się otworzyć swoje biznesy w dolnej części Kłodzka. My tam na pewno nie wrócimy, przenieśliśmy się tutaj, wyżej. Jesteśmy bliżej rynku, teren jest niezalewowy, a to jest najważniejsze
– mówi nam pan Leszek Samuel, który zdecydował się otworzyć Sklep pod Aniołem w nowej lokalizacji, przy ul. Wita Stwosza w Kłodzku.
O dawnym miejscu, przy ul. Grottgera wspomina: To było bardzo ładne miejsce. Ludzie tam siedzieli wieczorami, przede wszystkim turyści, którzy chętnie przychodzili do restauracji. Teraz możliwości, żeby coś zjeść w Kłodzku bardzo się skurczyły. Pozamykane są kawiarnie, restauracje, czy lodziarnie.
Są jednak przedsiębiorcy, którzy decydują się na otwarcie biznesów blisko Mostu Żelaznego nad Nysą Kłodzką.
- Po długich perturbacjach, półtora miesiąca temu dostaliśmy pomoc rządową w postaci kredytu nieoprocentowanego z możliwością tak jakby umorzenia części. Pierwsze pokoje na pierwszy piętrze, które zostały zalane we wrześniu, udało nam się otworzyć na majówkę. Apartamenty na parterze nie zaczęliśmy remontować, bo dalej jest tam około 40 procent wilgotności. Myślę, że remont zaczniemy dopiero za jakieś dwa miesiące
– słyszymy w Willi Nad Rzeką.
- Mamy nadzieję, że przez najbliższe kilka lat nie będzie powodzi. Obiecano, że w ciągu 6 lat zrobione zostaną zabezpieczenia w postaci dodatkowych suchych zbiorników
– dodaje i zaznacza, że straty po wszystkich wycenach przez rzeczoznawcę, wyceniono u niego na kwotę 2,2 mln złotych.
W majówkę obiekty noclegowe w w Kotlinie Kłodzkiej przeżywały pełne obłożenie, co świadczy o tym, że turyści wracają do Kłodzka. Tłum turystów widać było także w czasie długiego weekendu na ulicach miasta.
Byliśmy w Kłodzku i Lądku-Zdroju. Tak wyglądają dziś miasta 7 miesięcy po powodzi.
"Chciałem stąd uciec, ale to jest lokal z historią, odbudujemy go"
Ślady po wielkiej wodzie są także w Lądku-Zdroju. Zresztą widać je jadąc z Kłodzka przez takie miejscowości jak Krosnowice, Żelazno, Ołdrzychowice Kłodzkie, czy Radochów. Wszędzie budynki, na których w połowie widać skuty tynk. Trwa suszenie gospodarstw. Wiele budynków nad rzeką Biała Lądecka w Lądku -Zdroju jest uszkodzonych lub częściowo zburzonych przez wodę. Widoki, mimo że minęło przecież niemal 7 miesięcy od kataklizmu, są przerażające. Niektóre domy zwisają w części nad rzeką, woda zabrała ściany
- Straciłem właściwie wszystko. Przed uderzeniem fali wynieśliśmy wszystkie rzeczy na salę, która była od rzeki. Nikt się nie spodziewał, że będzie tak wielka woda i zabierze tę ścianę i to wszystko, co tam położyliśmy
– opowiada nam Paweł Alinkiewicz, właściciel restauracji Polska Chata. Jak jednak zaznacza, chce wyremontować lokal i wrócić z biznesem w to samo miejsce.
Odezwały się do niego osoby prywatne, w tym znany restaurator z Warszawy, który zaoferował pomoc. Jak mówi nam właściciel lokalu nad Białą Lądecką, w wyniku powodzi poniósł straty w wysokości 1,5 mln złotych. Jak tłumaczy, obawia się kolejnej powodzi, jednak mimo wszystko zdecyduje się na odbudowę lokalu.
- Obawiam się, nawet chciałem uciekać z tego miejsca, ale to jest lokal z historią, przedwojenny. Wcześniej prowadzili tu restaurację moi rodzice. Jestem świadomy tego, że wielka woda znowu może przyjść, ale miejsce z tradycją musi pozostać
– podkreśla.
Wśród wielu przedsiębiorców słychać głosy, że gdyby nie pęknięty wał w Stroniu Śląskim, to skończyłoby się na sprzątaniu, a nie aż tak dużych uszkodzeniach budynków.
Lokalizacji na swoją restaurację szuka cały czas Wojciech Majdański, o którym pisaliśmy także w grudniu ubiegłego roku na Eska.pl.
- Nie tracę nadziei, energii i staję na głowie, żeby wyjść z impasu. Pracuje nad tym, żeby zmienić lokalizację na teren niezalewowy
– mówi nam krótko właściciel restauracji Nota Bene, jednocześnie zaznaczając, że nie chce na razie zdradzać szczegółów.
Wielu przedsiębiorców przeżyło i wciąż przeżywa traumę po powodzi w Kotlinie Kłodzkiej. Niektóre z lokali nie były ruszane od przejścia wielkiej wody przez miasta.
Wśród naszych rozmówców pojawią się wypowiedzi pełne nadziei, że alternatywą jest m.in. budowa suchych zbiorników.
– Potrzebne są inwestycje w infrastrukturę przeciwpowodziową i konkretne programy wsparcia dla lokalnych firm. Bez tego z centrum Kłodzka może zniknąć większość drobnego handlu
– słyszymy.
Przedsiębiorcy nie chcą jałmużny, ale oczekują realnego wsparcia – uproszczonych procedur, szybszych wypłat odszkodowań, a także pomocy w dostosowaniu lokali do ryzyka powodziowego.
Ich apel kierowany jest nie tylko do władz lokalnych, ale również do instytucji centralnych. Siedem miesięcy po powodzi widać, że rany nadal się nie zagoiły. Pozostał strach przed kolejną wielką wodą.