WKS Śląsk Wrocław - King Szczecin. Dreszczowiec dla gości
Piątkowe starcie pomiędzy Śląskiem Wrocław a Kingiem Szczecin obfitowało w wiele dodatkowych smaczków. W rozgrywanym na samym początku sezonu 2024/2025 turnieju o Superpuchar Polski to właśnie te drużyny trafiły na siebie w finale. Wówczas lepszym zespołem okazał się WKS, zwyciężając 76:75. Co więcej, to właśnie w barwach Kinga Szczecin gra po powrocie Aleksander Dziewa - były środkowy Śląska, który z wrocławską drużyną przeszedł drogę od niższych lig aż po mistrzostwo Polski. Nic dziwnego więc, że to właśnie na ten pojedynek zwrócone były wszystkie koszykarskie oczy w Polsce.
Trener Śląska Wrocław, Miodrag Rajković, desygnował do gry następujący skład:
Pierwsze punkty w meczu zdobył Marcel Ponitka, który przywitał się z kibicami w Hali Stulecia trafieniem za trzy punkty! Początek spotkania wyglądał dosyć podobnie do innych, które Śląsk pokazał w obecnym sezonie. Wrocławianie grali twardo w defensywie i nieskutecznie w ofensywie. W pierwszych minutach nie padało wiele punktów, jednak mniej więcej w połowie kwarty, gdy trafieniami za trzy punkty popisali się kolejno Isaiah Whitehead, Angel Nunez i Daniel Gołębiowski, sytuacja uległa zmianie. Ostatecznie po pierwszej kwarcie wynik wynosił 20:14.
Druga kwarta, podobnie do pierwszej, rozpoczęła się od trafienia za trzy punkty dla WKS-u, tym razem w wykonaniu Kenana Blacksheara. Wrocławianie kontynuowali twardą grę w defensywie, nie pozwalając rozwinąć skrzydeł szczecinianom. Śląsk był niebywale groźny w grze z kontry, dzięki czemu powiększał swoją przewagę, mimo niskiej skuteczności przy rzutach wolnych. Do końca drugiej kwarty obraz meczu niespecjalnie się zmieniał - świetna obrona podopiecznych trenera Rajkovicia sprawiała, że King miał wielkie problemy z dochodzeniem do otwartych pozycji rzutowych. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 38:28.
Po przerwie świetną serię złapał King Szczecin, odrabiając całą stratę w zaledwie dwie minuty, a po chwili wychodząc nawet na prowadzenie. Wrocławianie mieli ogromne problemy z punktowaniem, co wyraźnie wpłynęło również na grę w defensywie. Po czasie dla trenera Rajkovicia, z pomocą ożywionych i chcących pomóc swojemu zespołowi trybun, Śląsk wrócił do lepszego grania z pierwszej połowy, odbudowując żelazną defensywę. Ważne punkty dorzucił Jeremy Senglin, a solidny występ kontynuował Angel Nunez. Ostatecznie WKS odbudował swoją przewagę i skończył trzecią kwartę prowadząc 57:49.
Ostatnie 10 minut rozpoczęło się od dwóch rzutów wolnych dla Kinga Szczecin, które na punkty zamienił Mateusz Kostrzewski. Goście znów znacznie lepiej rozpoczęli kwartę i szybko zniwelowali różnicę punktową do zaledwie dwóch, na co czasem na żądanie zareagował trener Rajković. Po krótkiej przerwie pierwszoplanową postacią w zespole WKS-u niespodziewanie został Kenan Blackshear, który najpierw trafił za trzy punkty, a następnie zanotował bardzo efektowny blok.
Na nieco ponad 2 minuty przed końcem wynik wynosił 64:64 i utrzymywał się on przez dłuższą chwilę. Oba zespoły miały ogromne problemy ze skutecznością. Na 41 sekund przed końcem na linii rzutów wolnych stanął Adrian Bogucki, który zdołał trafić tylko raz. Swoją akcję rozgrywali szczecinianie, jednak w fenomenalny sposób Andrzeja Mazurczaka zablokował Angel Nunez! Zawodnicy Kinga szybko sfaulowali Daniela Gołębiowskiego, który wykorzystał tylko jeden rzut wolny. Nieskuteczność w tym elemencie gry mogła kosztować Śląsk bardzo cenne punkty w ligowej tabeli. Goście swoją akcję mogli grać do samego końca spotkania. Piłka trafiła do Aleksandra Dziewy, który skutecznie trafił spod kosza, będąc przy tym faulowanym przez Nuneza. Były środkowy WKS-u stanął na linii rzutów wolnych, a zegar wskazywał tylko 2,5 sekundy. Dziewa trafił, a przerwę na rozrysowanie akcji wziął trener Rajković. Decydujący rzut na siebie wziął Isaiah Whitehead, jednak Amerykanin spudłował, a Śląsk przegrał 66:67.
Punkty dla Śląska Wrocław zdobywali:
- Angel Nunez - 11
- Błażej Kulikowski - 4
- Isaiah Whitehead - 10
- Daniel Gołębiowski - 7
- Marcel Ponitka - 13
- Ajdin Penava - 3
- Kenan Blackshear - 6
- Adrian Bogucki - 3
- Jeremy Senglin - 9