Wydały 350 tys. zł na salę bankietową pod Wrocławiem. Ksiądz nagle unieważnił umowę

i

Autor: screeny z programu "Interwencja"

Interwencja

Siostry zainwestowały 350 tys. zł w salę w Łozinie. Ksiądz nagle unieważnił im umowę

2024-01-18 16:55

Łozina pod Wrocławiem. To tutaj dwie siostry postanowiły wyremontować dawną świetlicę i urządzić tam salę bankietową. Dogadały się również z proboszczem tamtejszej parafii, do którego należał budynek. Umowa została podpisana, a kobiety zainwestowały 350 tys. zł w remont. Sala bankietowa działała, jednak nowy proboszcz nagle unieważnił umowę. Powoływał się na prawo kanoniczne.

17 stycznia 2024 roku w programie "Interwencja" mogliśmy zapoznać się z reportażem, który dotyczy sprawy z podwrocławskiej wsi Łozina. Dwie siostry Anita i Ewa zainwestowały aż 350 tys. zł, aby w tej wsi otworzyć salę bankietową w budynku dawnej świetlicy. 

- Sala kiedyś należała do gminy, potem przekazano ją parafii. Były tam spektakle, dyskoteki i sala w 1995 roku została zamknięta. Ksiądz myślał, żeby salę wyburzyć. Tam nie było nic, np. przyłączy wodno-kanalizacyjnych, nie było energetyki - opowiada Anita Krawczyk w reportażu "Interwencji". 

Siostry porozumiały się z ówczesnym proboszczem i podpisały umowę cywilnoprawną, która miała obowiązywać do 2045 roku. W 2013 roku sala przeszła generalny remont

- Dostosowanie tego wszystkiego do wymogów troszkę nam zajęło. Została dobudowana jedna część kuchni, zostały wybudowane toalety. W sam budynek zainwestowałyśmy 340 tysięcy złotych. W tym koszcie nie zostało ujęte utwardzenie parkingu, położenie kostki brukowej na tarasie - opowiada Anita Krawczyk w reportażu "Interwencji". 

W odnowionym budynku imprezy odbywały się pięć lub sześć razy w miesiącu. Dodatkowo, parafia mogła korzystać z sali, kiedy tylko chciała. Nie musiała też ponosić żadnych kosztów w związku z tym. 

Wszystko zmieniło się pod koniec 2022 roku. Dotychczasowy proboszcz odszedł na emeryturę, a nowy po sześciu miesiącach uznał, że umowa podpisana kilka lat wcześniej między siostrami Anitą i Ewą a parafią jest nieważna. Powoływał się na prawo kanoniczne. Pani Anita opowiada w reportażu, że otrzymała pismo, że albo podpisuje umowę z czynszem 8,5 tys. zł, albo ma opuścić lokal. Uzasadnieniem miał być zapis w prawie kanonicznym, że umowy powyżej dwóch lat muszą mieć pieczątkę biskupa. 

- O to, że powinna być pieczęć biskupa, powinien zadbać proboszcz. Osoby, które zawierają umowę dzierżawy nie mają obowiązku znać prawa kanonicznego. W takich relacjach między Kościołem a osobami fizycznymi pierwszorzędną rolę ma prawo cywilne. Jeżeli umowa nie obowiązuje, przysługują tym paniom roszczenia o odszkodowanie i utracony zarobek w związku z utratą kontrahentów i odwołaniem imprez, ale również zwrot nakładu. Kwota włożona w remont powinna zostać zwrócona – mówi prawnik Anna Wichlińska w reportażu "Interwencji". 

Jak kobiety wspominają w reportażu, opuściły salę w lipcu 2023 roku. Duchowny nie pozwolił im zrealizować zaplanowanych imprez, dlatego musiały oddać wpłacone zaliczki, co przysporzyło problemów zarówno im, jak i osobom, które wynajęły tę salę, ponieważ musieli szukać nowego lokalu. 

Aby wyremontować budynek dawnej świetlicy pani Anita zastawiła mieszkanie oraz wzięła kredyt. Co więcej, siostry płaciły parafii czynsz w wysokości 1100 zł

Były proboszcz napisał list, w którym stwierdził, że nie rozumie postępowania swojego następcy. Według niego uratowano zabytek, a parafia oraz mieszkańcy czerpali wiele korzyści z powstałej sali bankietowej.

W sprawę zaangażowali się również mieszkańcy wsi. Sołtyska Łoziny Gabriela Podsiadły, w reportażu "Interwencji", mówiła, że prosiła nowego proboszcza, aby ten porozmawiał z paniami Anitą i Ewą oraz radą parafialną, aby rozwiązać problem. Duchowny jednak ich wyprosił. 

Kilkoro mieszkańców pojechało nawet do wrocławskiej kurii, jednak po rozmowie z biskupem do dzisiaj nie dostali żadnej informacji. 

- Jestem osobą głęboko wierzącą. Ksiądz nas uczy, jak mamy żyć. Jeżeli w życiu codziennym nie postępuje tak, jak mówi z ambony, to nie jestem w stanie się z tym pogodzić - mówi Gabriela Podsiadły, w reportażu "Interwencji". 

- Jestem zażenowany. Człowiek poświęcił część swojego życia, kupę pieniędzy, żeby to powstało i funkcjonowało. Zostaliśmy potraktowani jak śmieci - podsumowuje Łukasz Lis, mąż pani Ewy, w reportażu "Interwencji". 

Wielkie granie na WOŚP w Przeworsku zaczyna się dużo wcześniej