Do tej pory przechodząc ulicami osiedla Gajowice we Wrocławiu nie zwracałam szczególnej uwagi na witryny sklepowe, które mijałam. Zmieniło się to do czasu projektu, który musiałam zrobić w ramach studiów. Z racji, że jestem już na 3. roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim w końcu przyszedł czas na zrobienie lokalnego materiału dziennikarskiego o ciekawym miejscu we Wrocławiu.
Tak o to wspólnie ze znajomym odkryliśmy pewną pracownię ceramiczną. Po wejściu tam oraz rozmowie z właścicielką, mieliśmy problem z opuszczeniem tego miejsca. Przyjazna, a wręcz rodzinna atmosfera, jaka w niej panuje, powoduje, że mamy ochotę zostać tam przez wiele godzin.
Jak powstało to miejsce we Wrocławiu?
- To miejsce powstało z braku miejsca tak naprawdę - mówi z uśmiechem Dominika Khavro, właścicielka. - Fajnie jest chodzić do kogoś pracowni i toczyć, jednak zawsze chciałam mieć coś własnego, taką swoją przestrzeń - dodaje.
Tak właśnie powstała pracownia. Sama Dominika przyjechała do Wrocławia z Mazur. Studiowała ceramikę na ASP we Wrocławiu, a potem zdecydowała się zostać w stolicy Dolnego Śląska. Rozmawiając z nią, moją uwagę przykuł powód, dla którego wybrała akurat Wrocław.
- Bo tutaj są największe piece do wypalania ceramiki - mówi kobieta ze śmiechem. - Myślałam o powrocie do siebie na Mazury, ale jakoś polubiłam ten Wrocław i nie chcę się wyprowadzać.
Pracownia ceramiczna istnieje we Wrocławiu już od trzech lat. Aktualnie Dominika ma pracownice, które pomagają jej prowadzić warsztaty z lepienia ręcznego lub na kole garncarskim. Był jednak taki czas, że kobieta zajmowała się wszystkim sama.
Przez pierwszy rok nawet pomieszkiwała na zapleczu pracowni. Prawdopodobnie głównie ze względu na oszczędność czasu. Dziadek pomógł jej wyremontować cały lokal oraz przygotował prysznic i mały pokój, w którym Dominika mogła odpocząć i odświeżyć się między tworzeniem kolejnych dzieł.
Czy lepienie na kole garncarskim jest trudne? Tutaj masz nawet wsparcie psiaka
- Jeśli masz już doświadczenie, to wytoczenie takiego małego kubeczka może zająć Ci pół minuty - przyznaje Dominika. - Jeśli natomiast robisz to po raz pierwszy, musisz liczyć się z tym, że jedna rzecz zajmie Ci nawet godzinę.
Przychodząc na warsztaty tak naprawdę już od wejścia poczujemy przyjazną atmosferę. Wszyscy są tam na "ty" i nie będziemy czuć się spięci. Właścicielka przyznała, że czasem przyprowadza swojego psa, Mikę. Czworonogi potrafią jednak sprawić, że znacznie szybciej poczujemy się komfortowo w nowym miejscu.
Widać też, że Mika przyzwyczaiła się do tego, że każdego dnia pojawiają się tam nowi ludzie. Gdy odwiedziłam pracownię, od razu przywitała mnie machając ogonem. Nie można się nie uśmiechnąć na jej widok. Mika nawet "pomaga" w tworzeniu dzieł z gliny (czyt. przychodzi się połasić).
Sam proces lepienia kubków czy innych rzeczy nie jest taki prosty. Najpierw musimy odpowiednio ugnieść glinę (trochę przypomina to ugniatanie ciasta), żeby potem dopiero móc usiąść do koła garncarskiego. Przyda się przy tym zatem trochę siły w rękach. Jak już zaczniemy formować nasz wybrany kształt, to z pewnością nie zabraknie śmiechu.
Kiedy wraz ze znajomym uczestniczyliśmy w jednych z takich warsztatów mogliśmy liczyć na pomoc ze strony Bogusi, czyli jednej z pracownic. Ona prowadzi zajęcia dla początkujących, a Dominika dla zaawansowanych. Na sali nie brakuje śmiechu oraz miłej atmosfery. Nawet, jak coś nie wyjdzie, to pokazywane są sposoby na naprawienie danej rzeźby. Czujemy wsparcie oraz brak osądzania, co w dzisiejszym świecie pędu i perfekcjonizmu jest rzadkością.
Podsumowując (bo można by było mówić o pracowni oraz jej właścicielce godzinami), z pewnością jest to miejsce stworzone z pasji i otwarte dla wszystkich chcących spróbować czegoś nowego w życiu. Przyjazna atmosfera, którą poczujemy od samego wejścia, jedynie sprawi, że nie będziemy chcieli stamtąd wyjść. Sama rozmowa z Dominiką może nas jeszcze bardziej wciągnąć w świat "lepienia kubków".
Polecany artykuł: