- W sercu Wrocławia stoi romański kościół św. Idziego, unikatowy świadek ośmiu wieków historii miasta.
- Jego surowa architektura przetrwała liczne kataklizmy, w tym oblężenie Festung Breslau.
- Obok kościoła znajduje się słynna Brama Kluskowa, związana z niezwykłą wrocławską legendą.
- Co wspólnego mają kluski, duchy i skamieniały kształt na bramie? Odkryj fascynującą historię!
Świadek ośmiu wieków historii
Gdy spojrzymy na mapę turystyczną Wrocławia, naszą uwagę przykuwają monumentalne budowle – gotycka katedra św. Jana Chrzciciela czy barokowy gmach Uniwersytetu. Tymczasem prawdziwy historyczny unikat kryje się tuż obok. Kościół św. Idziego, wzniesiony w pierwszej połowie XIII wieku (historycy najczęściej wskazują lata 1220-1230), jest jedynym w całości zachowanym romańskim budynkiem stolicy Dolnego Śląska.
Jego surowa, kamienno-ceglana bryła, grube mury i niewielkie, półkoliście zakończone okna to podręcznikowy przykład stylu, który dominował w Europie w czasach średniowiecza. Przetrwał niezliczone wojny, pożary i oblężenie Festung Breslau w 1945 roku, które obróciło w perzynę dużą część miasta. On stał niewzruszony, stając się kapsułą czasu i dowodem na niezwykłą trwałość dawnego budownictwa. To właśnie w jego prostocie tkwi siła i autentyczność, której próżno szukać w późniejszych, bardziej zdobnych konstrukcjach.
Tajemnica Bramy Kluskowej
Tym, co najbardziej przyciąga wzrok i rozpala wyobraźnię przechodniów, jest charakterystyczny łuk arkadowy, łączący kościółek z sąsiednim Domem Kapituły. To słynna "Brama Kluskowa", z którą związana jest jedna z najpopularniejszych wrocławskich legend.
Opowieść głosi, że dawno temu żył we Wrocławiu pewien chłop o imieniu Konrad, którego żona, Agnieszka, słynęła z gotowania najlepszych klusek śląskich. Niestety, mężczyzna zmarł, a zrozpaczona wdowa straciła apetyt i chęć do życia. Pewnej nocy ukazał jej się duch męża, który, by ją pocieszyć, podarował jej magiczny garnek. Kociołek sam gotował kluski, a warunek był tylko jeden – nigdy nie wolno było zaglądać do jego wnętrza.
Agnieszka przez długi czas cieszyła się darem, jednak pewnego dnia ciekawość wzięła górę. Uchyliła pokrywkę, a w tym momencie garnek poderwał się w powietrze i z impetem wyleciał przez komin. Ostatnia kluska, która z niego wypadła, uderzyła w bramę i... skamieniała na wieki. Do dziś, spoglądając w górę na łuk, można dostrzec kamienny, obły kształt, który ma być pamiątką po tej niezwykłej historii o miłości, stracie i ludzkiej ciekawości.
